"Nie wykluczamy weta ws. budżetu europejskiego na lata 2014-2020. Jest taki scenariusz. Gdyby środki przyznane Polsce miały być mniejsze, niż obiecane przez PO 300 mld zł, doczekamy się twardej reakcji premiera" - zapowiada gość Przesłuchania w RMF FM, wiceprzewodniczący PE Jacek Protasiewicz. "Polska dostanie obiecane 300 mld z Unii - dzięki ekipie Tuska. Gdyby nie ta ekipa, bylibyśmy w tarapatach" - dodaje.
Agnieszka Burzyńska: W poniedziałek ekshumacja prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Państwo znów zdało egzamin?
Jacek Protasiewicz: To się oczywiście okaże, ale zarzucanie państwu, czy urzędnikom, czy nawet rodzinom, że popełnili błędy przy identyfikacji, wydaje mi się dzisiaj dużo bardziej niestosowne niż wcześniej. Po tym, jak zdecydowałem się odszukać te zdjęcia, które zostały zamieszczone w sieci przez tego rosyjskiego blogera... ten, kto dzisiaj łatwo oskarża o pomyłkę czy to urzędników, czy nawet rodziny smoleńskie, powinien zapoznać się najpierw z tymi zdjęciami, żeby zobaczyć, w jakim stanie były te ofiary katastrofy. To są dramatyczne zdjęcia.
Ale to ma być usprawiedliwienie tego, że po dwóch i pół roku od katastrofy wciąż nie mamy pewności, kto spoczywa w grobach?
To nie jest usprawiedliwienie, ale to na pewno pozwala zrozumieć tamte okoliczności, tamtą dramaturgię, jak trudne mogło być rozpoznanie ciał w tamtych okolicznościach. I to też pokazuje jakby perfidię tych, którzy cynicznie wykorzystują tę katastrofę do ataków politycznych.
Ale nikt nie ponosi za to odpowiedzialności? To pan chce powiedzieć?
W przypadku pani Walentynowicz mamy najprawdopodobniej do czynienia z pomyłką rodziny - o czym mówił prokurator. Jak jest w przypadku pana prezydenta Kaczorowskiego - o ile nastąpiła pomyłka - dowiemy się najdalej za tydzień.
Tam prokurator Seremet mówił o odpowiedzialności ewentualnie urzędnika i strony rosyjskiej.
Zapewne na stronie rosyjskiej ciąży spora odpowiedzialność, przynajmniej za przetrzymywanie dokumentacji, bowiem jeśli się zorientowali kilka tygodni po dokonaniu badań genetycznych, że może doszło do pomyłki, powinni jak najszybciej poinformować stronę polską. Wiadomo, że te dokumenty w Moskwie leżały zbyt długo.
A to, że my tacy biedni siedzieliśmy, prosiliśmy i nie mieliśmy na nic wpływu - choć na początku zapewnialiśmy, że wszystko jest w porządku, że w Moskwie nie jesteśmy petentami, tylko partnerami - to nie ma znaczenia?
Ale jak czyta pani rozmowy z ludźmi, którzy tam byli - niekoniecznie politykami, bez względu na to, czy to był lekarz, czy nawet część rodzin smoleńskich - oni nie mieli wrażenia, że Rosjanie próbują grać tą sprawą. Raczej byli życzliwi, co nie znaczy, że wszystko im się udawało.
Czyli uwierzyliśmy - i tak sobie siedzieliśmy.
Było różnie. Natomiast na pewno proste rzucanie oskarżeń, bez spojrzenia na kontekst tamtej sytuacji, na dramaturgię, tragedię, ale też i stan tych ciał... Ja dopiero wczoraj to zrozumiałem, obejrzawszy niektóre z tych fotografii zamieszczonych w sieci. One są szokujące, ale też pozwalają rozumieć, że to naprawdę nie była wcale łatwa procedura.
Ale to, że nie było łatwo, to nie może być usprawiedliwienie dla tego, że państwo nie zdało egzaminu - powtarza dzisiaj opozycja, powtarza to od dawna zwłaszcza PiS, no i coraz bardziej ma rację. To jest bolesne?
To jest najbardziej bolesne dla rodzin. Ja z tej Brukseli miałem pewien dystans do katastrofy smoleńskiej, chociaż znam rodziny osobiście, wdowy i rodziny, które straciły tam swoich bliskich, ale dwa czy trzy tygodnie temu przyjechałem do Sejmu, żeby posłuchać tej debaty na temat informacji o tych sprawach smoleńskich. I muszę powiedzieć, że byłem zszokowany i zniesmaczony wystąpieniem przedstawicieli PiS-u, w tym byłego ministra Kancelarii Prezydenta pana Dudy, bo - jak dobrze pamiętam tamte okoliczności - urzędnicy Kancelarii Prezydenta wybrali się do Moskwy tylko w jednym celu: żeby przywieźć ciała pary prezydenckiej i następnie zająć się organizacją pogrzebu na Wawelu. To było ich główne zadanie - jakby nie mieli poczucia odpowiedzialności wobec tych rodzin, które zostały przez nich zaproszone na pokład tego samolotu i które straciły bliskich na skutek nierozważnej decyzji o wylocie i lądowaniu w tamtych okolicznościach, na zamkniętym, nieczynnym lotnisku wojskowym. Łatwo dzisiaj oczywiście, zapominając o okolicznościach z 2010 roku, rzucać oskarżenia pod adresem wszystkich, a być może oni w pierwszej kolejności powinni uderzyć się w piersi i powiedzieć: To jest również nasza wina albo może przede wszystkim nasza wina.
Czyli znowu wina PiS-u. A dlaczego nie powiadomiono rodzin ofiar katastrofy, jaka trauma ich czeka? Mówię o zdjęciach tych, które pan widział. Znajduje pan jakąś odpowiedź? Skoro ABW, MSZ i prokuratura wiedziały o tym od końca września.
Myślę, że te słowa pana premiera wypowiedziane wówczas w Sejmie, w debacie o identyfikacji, w debacie nad informacją prokuratora generalnego, to słowo "przepraszam" obejmowało również i tę okoliczność. Premier być może nie mówił, bowiem zakładał - i to świadczy o jego wyczuciu - że być może te zdjęcia nie wyciekną, ale skoro już były informacje, to słowo "przepraszam" należało się dokładnie za to, że wraca po dwóch i pół roku ten dramat smoleński.
Jak przepraszał, to już wiedział, tak?
Mógł wiedzieć, ja nie wiem, nie rozmawiałem o tym z premierem, czy te zdjęcia już wówczas jemu były znane, ale słowo "przepraszam" dotyczyło zarówno okoliczności związanych z ekshumacją, jak i w ogóle z tym nawrotem traumy smoleńskiej na skutek: a). ekshumacji, b). awantury politycznej, którą rzeczywiście wywołują głównie PiS-owcy, no taka jest prawda.
A jak dziś czuje się szef kampanii wyborczej, który obiecał Polakom 300 mld zł z Unii i gwarantował, że tylko silna ekipa Donalda Tuska jest w stanie to wywalczyć? Posypie pan głowę popiołem?
Nie, odwrotnie, uważam, że gdyby nie ta ekipa, to pewnie bylibyśmy w tarapatach.
Jesteśmy w tarapatach. Już dziś brytyjski premier grozi wetem, jeśli wieloletni budżet nie zostanie zmniejszony, wspierają go inne państwa, w których rządzą politycy z waszej wielkiej rodziny, czyli EPP. No przegraliśmy, nie pora to powiedzieć otwarcie?
Nie, niczego jeszcze nie przegraliśmy, gramy, A to, że brytyjski premier jest największym zagrożeniem dla efektów w postaci 300 mld zł dla Polski, to też świadczy o tym - ponieważ to jest najbliższy koalicjant PiS-u w Parlamencie Europejskim - że gdyby u władzy była ekipa z PiS-u, to dopiero moglibyśmy rzeczywiście na dwa tygodnie czy miesiąc przed szczytem, który o tym zdecyduje, mówić: Przegraliśmy, nie mamy szans. Ale ponieważ to premier Tusk prowadzi dzisiaj te negocjacje, to jestem optymistą, uważam, że 300 mld zł będzie.
PiS domaga się weta, jeśli budżet miałby być mniejszy. Premier posłucha? Powinien?
Premier pewnie nie wyklucza takiej strategii, wiem o tym.
Czyli weto jest niewykluczone, tak?
Nie jest wykluczone, zwłaszcza jeśli mamy po drugiej stronie premiera Wielkiej Brytanii, tak zdeterminowanego, żeby wywrócić to porozumienie budżetowe. Więc zamiast dawać rady polskiemu premierowi, niech może PiS da rady swojemu koalicjantowi z Parlamentu Europejskiego, czyli brytyjskim parlamentarzystom.
Ale ja rozumiem, że jeśli ten budżet miałby być mniejszy, to weto będzie?
Jeśli to będzie mniejsze o 1 procent, czyli kilka...
Mniej niż 300 mld zł.
Nawet jak będzie 299 mld zł, to jest to powód, żeby wetować?
A jeśli będzie 260, 250?
To zapewne doczekamy się twardej reakcji ze strony premiera, który zresztą w Bukareszcie dwa dni temu na zjeździe Europejskiej Partii Ludowej, w obecności premierów prawie wszystkich państw, wchodzących w skład tej naszej rodziny centroprawicowej, powiedział wyraźnie: Nie możecie nawoływać do wzmocnienia Unii Europejskiej, jednocześnie ograniczając budżet. To jest hipokryzja i na taką hipokryzję nie ma zgody nie tylko ze strony polskiego premiera, ale ze strony obywateli UE. Powiedział twardą prawdę.