Dziś nie będzie spotkania kierownictw PiS w sprawie rekonstrukcji w rządzie – powiedział Adam Bielan, gość Porannej rozmowy w RMF FM. Spotkanie zostało przełożone na przyszły tydzień. Powodem jest choroba prezesa Jarosława Kaczyńskiego. "Prezesa Kaczyńskiego zmógł wirus. Lekarze zalecają, żeby do końca tygodnia z domu nie wychodził" – wyjaśniał wicemarszałek Senatu. "Nie miałem takiej propozycji" – tak Adam Bielan odpowiedział na pytanie o to, czy jest gotowy przejąć kierownictwo w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. "To political fiction" – stwierdził i dodał: "Jestem zadowolony z miejsca pracy. Bycie wicemarszałkiem Senatu to jest zaszczyt, honor". Adam Bielan poinformował także, że do rekonstrukcji rządu dojdzie po 16 listopada. "Wszyscy czekamy na 16 listopada, na dwulecie rządów. Dopiero później nastąpi rekonstrukcja" - wyjaśnił.
Marcin Zaborski, RMF FM: Patryk Jaki czy Stanisław Karczewski - kto byłby lepszą odpowiedzią, skuteczniejszą odpowiedzią na Rafała Trzaskowskiego walczącego o stołeczny ratusz?
Adam Bielan: Sądzę, że decyzja zapadnie na początku przyszłego roku, chociaż nie ma jeszcze terminu. Myślę, że obaj politycy mają duże szanse w tych wyborach, przede wszystkim - obaj politycy mogą być dobrymi prezydentami Warszawy.
Swoją drogą - wiedział pan, że Patryk Jaki był kiedyś w Platformie Obywatelskiej?
Wiedziałem o tym, tak.
Spierają się o to teraz z Rafałem Trzaskowskim na Twitterze. A czy jeśli marszałek Karczewski wystartuje w wyborach do warszawskiego ratusza, powinien zrezygnować z fotela marszałka - przynajmniej na czas kampanii?
Rozmawiamy o tym z panem marszałkiem Karczewskim. On, jeżeli taka będzie decyzja, jeżeli się zdecyduje w ogóle kandydować, bo jeszcze nie ma jego własnej, osobistej decyzji, to jak sądzę, w tym kluczowym momencie kampanii pójdzie na urlop.
A pan jest gotowy do zmiany pracy?
Polityk zawsze musi być gotowy do zmiany pracy, wyborcy mogą mu po prostu podziękować w wyborach, nie przedłużyć mandatu.
Nie, myślę o takiej zmianie pracy teraz, jeszcze w trakcie kadencji.
Jestem bardzo zadowolony z miejsca pracy obecnego.
A byłby pan w stanie pokierować Ministerstwem Spraw Zagranicznych?
Jestem bardzo zadowolony z miejsca obecnego pracy. Bycie wicemarszałkiem Senatu to jest zaszczyt, honor.
Na tyle, że umiałby pan odmówić, gdyby pojawiła się taka propozycja: Adam Bielan szefem MSZ-u?
Nie miałem takiej propozycji.
To jasne, ale może ona paść w czasie rozmów o rekonstrukcji rządu.
To jest całkowite political fiction.
Wiele się może wyjaśnić dzisiaj po południu - na popołudnie zapowiedziano rozmowy kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości o rekonstrukcji rządu właśnie m.in.
Te rozmowy musiały być przeniesione na przyszły tydzień - prezesa Kaczyńskiego zmógł wirus. Od kilku dni jest w domu, lekarze zalecają mu, żeby do końca tygodnia z domu nie wychodził.
Czyli dzisiaj rozmów nie będzie?
Dzisiaj nie będzie żadnego spotkania.
A wiadomo kiedy?
Być może w przyszłym tygodniu, jak prezes wróci do pracy.
Politycy Polski Razem są zaproszeni na tę rozmowę kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości?
Z tego co wiem, na takie spotkanie byli zaproszeni też liderzy partii koalicyjnych, czyli Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro.
Jarosław Gowin na takim spotkaniu będzie bronił np. minister Anny Streżyńskiej, minister cyfryzacji?
Nie chcę rozmawiać o żadnych personaliach. Mogę powiedzieć jedynie, że w mediach pojawiło się wiele informacji, które są fałszywe. Oczywiście, pan dąży do odpowiedzi na pytanie, kto może być zrekonstruowany, kto może odejść z tego gabinetu.
Nie, dążę raczej do odpowiedzi na pytanie, jaką pozycję w tej konstrukcji rządowej ma Polska Razem, wasza partia. Czy jest tak, że Polska Razem ma zapewnione konkretne ministerstwa, których będzie bronić i się trzymać?
Nie. Tak nie jest oczywiście. Nie ma żadnego parytetu. To są decyzje merytoryczne, podejmowane przez premiera i przez liderów koalicji tworzących zaplecze parlamentarne tego rządu.
Czyli jeśli pracę straci ktoś związany z Polską Razem nie jest tak, że do rządu musi wejść nowa osoba z Polski Razem także?
Nie ma żadnych parytetów partyjnych w tym rządzie.
Panie marszałku, kilka lat temu, gdy Donald Tusk zapowiadał wymianę ministrów, mówił pan w RMF FM, że zbyt wąska rekonstrukcja ośmieszy premiera Tuska. Czy dzisiaj dałby pan podobną radę pani premier Szydło?
Nie, myślę, że pani premier na bieżąco ocenia poszczególnych ministrów, na bieżąco ocenia prace poszczególnych resortów, w każdej chwili zresztą może podjąć decyzję o odwołaniu kogoś, gdyby doszło do jakichś nagłych wydarzeń. My jako koalicja i zaplecze parlamentarne ocenimy prace całego rządu po przejściu przez półmetek tych rządów - po 16 listopada.
Czyli dopiero po 16 listopada będzie rekonstrukcja?
Tak sądzę.
Jeśli pani premier ogłosiła rekonstrukcję, napompowała pewien balon, pan rozumie to, jako wytrawny polityk, dlaczego to zrobiła, dlaczego dała te dwa tygodnie na spekulacje, na rozmowy o tym?
Myślę, że pani premier słusznie przez wiele miesięcy broniła się przed tego rodzaju spekulacjami. Mówiła - zresztą też to mówiłem - że rekonstrukcję należy robić, a nie o niej mówić.
I nagle przychodzi premier Szydło do studia i o tym mówi, a nie robi.
Sekwencja zdarzeń była nieco inna. Najpierw media zaczęły bardzo mocno informować, spekulować o tym, że sama pani premier może zostać odwołana. Jak sądzę, wypowiedź pani premier była reakcją na to. Chciała przeciąć te spekulacje.
Gdyby to zrobił premier Tusk to co by pan wtedy powiedział? Gdyby ogłosił, że za dwa tygodnie będzie rekonstrukcja... Sprawdziłem, co pan wtedy mówił. Mówił pan wtedy tak: "Tradycyjnie chciał coś przykryć. Chciał przejąć kontrolę nad tym, co się dzieje w debacie publicznej". W tym przypadku nie ma o tym mowy?
W przypadku, o którym rozmawiamy, to media pierwsze zaczęły rozpowszechniać rozmaite plotki o tym, że odejdzie pani premier, odejdzie ten, inny minister. Pani premier chciała zapewnić komfort pracy swoim koleżankom i kolegom z rządu. Ja również...
Dając dwa tygodnie na spekulacje zapewniła komfort pracy ministrom w rządzie?
Ale to nie pani premier zaczęła te spekulacje. Zaczęły się one od artykułów w rozmaitych tygodnikach.
Ale to pani premier powiedziała: "Daję sobie kilkanaście dni na podjęcie, ogłoszenie decyzji".
Ale co miała zrobić? Wszyscy czekamy na 16 listopada, na dwulecie jej rządów. Wiemy, że dopiero później nastąpi rekonstrukcja. Jednocześnie pani premier chciała zapanować jakoś nad tym chaosem informacyjnym, który powstał w wyniku rozmaitych publikacji medialnych.
Wcześniej będzie 11 listopada, Święto Niepodległości. Wygląda na to, że nie będzie wtedy nominacji generalskich. Minister Andrzej Dera potwierdził mi wczoraj, że na jego biurku nie ma żadnego wniosku w tej sprawie, a to on przygotowuje prezydentowi ostateczne papiery. Żołnierze mówią, że stali się zakładnikami jakiejś politycznej batalii, wojenki, rozgrywki.
Zbyt mocne słowa. Jest z całą pewnością pewien spór kompetencyjny między prezydentem a ministrem obrony narodowej. Celowo nie używam tutaj nazwisk, bo on jest stary jak ta konstytucja. Po prostu konstytucja tego wyraźnie nie określiła, tego podziału kompetencyjnego i czasem ten spór jest bardziej gorący. Jestem przekonany, że - znając zarówno pana prezydenta, pana ministra Solocha, szefa BBN-u, jak i pana ministra Macierewicza - jestem przekonany, że są w stanie w ważnych sprawach dla Polski dojść do porozumienia.
To nie jest tylko spór konstytucyjny, panie marszałku bo minister Dera mówi wprost: "Dopóki minister obrony i prezydent nie porozumieją się, jak ma wyglądać system dowodzenia w Polskiej armii, to nie będzie nominacji generalskich". To jest konkretny spór do rozwiązania.
System dowodzenia to jest bardzo ważna kwestia. Powtarzam: zarówno pan prezydent, ośrodek prezydencki - BBN, jak i MON starają się zdobyć jak największe kompetencje w ramach tej reformy. To jest zrozumiały proces polityczny.
A gdzieś po drugiej stronie są żołnierze - ludzie, którzy mogą poczuć, że ktoś bawi się ich kosztem.
Nie używałbym słowa "bawić się", bo sprawa jest poważna. Jestem przekonany, że obie strony mają dobre intencje. Mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach ten spór kompetencyjny zostanie rozwiązany.
Ten spór trwa już nie tygodnie, ale miesiące. Wcześniej obserwowaliśmy to, co dzieje się przed świętem 15 sierpnia. Wtedy też nie było nominacji generalskich, choć wnioski do prezydenta trafiły.
Zgoda. Mam nadzieję, że ten spór zostanie rozwiązany jak najszybciej.
Panie marszałku, dwadzieścia miejsc w Senacie zarezerwowanych dla Polaków spoza granic kraju - co pan na taki pomysł?
Takiego pomysłu nie znam. Wiem, że od wielu miesięcy Prawo i Sprawiedliwość, minister Jan Dziedziczak - wiceminister spraw zagranicznych - lansuje pomysł, żeby część miejsc w Senacie przypadała Polakom mieszkającym za granicą. To jest ciekawa koncepcja, obecna w wielu innych państwach. Np. Włosi mają tego rodzaju senatorów.
On mówi o oddzielnym okręgu wyborczym dla Polonii. Czyli rozumiem - jeden okręg, jeden senator dla Polonii.
We Włoszech to jest tak rozwiązane, że chyba kontynenty są okręgami wyborczymi. Jest jeden senator z Ameryki Południowej, jeden z Ameryki Północnej. W naszym przypadku na pewno Polacy na Wschodzie musieliby mieć swoich reprezentantów.
A tych dwudziestu senatorów proponuje Światowy Kongres Polaków, który zbiera się dziś w Warszawie - pod patronatem marszałka Senatu zresztą.
Wydaje mi się, że dwudziestu senatorów ze stu, czyli 20 proc. to proporcja troszeczkę za wysoka, biorąc pod uwagę nawet kwestie ludnościowe. Jestem za tym, żeby rozważać pomysł dwóch, trzech miejsc dla Polonii, natomiast dwadzieścia miejsc to chyba jest za dużo.