Najwyższy już czas, aby w kwestii istniejących jeszcze na naszej ziemi, a niesłusznie nazywanych pomnikami obiektów sławiących Armię Czerwoną znalazły zastosowanie słowa Juliana Tuwima z „Kwiatów polskich”:

Lecz  nade wszystko - słowom naszym,

Zmienionym chytrze przez krętaczy,

Jedyność przywróć i prawdziwość:

Niech prawo zawsze prawo znaczy,

A sprawiedliwość - sprawiedliwość.


Tak właśnie postąpiła sędzia Sądu Rejonowego w Warszawie Ewa Grabowska, umarzając w ubiegłym roku postępowanie przeciwko dwóm 21-latkom: Wojciechowi B. i Danielowi L. oskarżonym o zdewastowanie dwóch takich obiektów w Warszawie poprzez umieszczenie na nich 17 września 2011 roku napisów: "czerwona zaraza" oraz oblaniu ich czerwoną farbą.

Oto kluczowy fragment uzasadnienia jej decyzji:

Oba obiekty: "Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz "Braterstwa broni", których znieważania dokonali oskarżeni nie mogą zostać uznane za pomniki w rozumieniu art. 261 kodeksu karnego. (...) Zdaniem sądu przedmiotowe obiekty nie spełniają definicji pomnika, bowiem ochronie prawnej podlega obiekt wzniesiony dla upamiętnienia zdarzenia bądź uczczenia osoby, której ta cześć jest należna. Czy obiekty "Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz "Braterstwa Broni" upamiętniają zdarzenia historyczne czy osoby, którym należy się cześć? Niestety, te wymuszone pomniki, bo tak należy je nazwać są jedynie symbolem komunizmu, zakłamanej historii z dziejów Polski oraz jak słusznie podkreślił obrońca oskarżonego L. "namacalnym symbolem sowieckiej przymusowej okupacji". (...) W obecnych realiach politycznych z krajobrazu naszego kraju zniknęło wiele pomników dokumentujących poprzednią epokę. Również obiekty "Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz "Braterstwa Broni" powinny ulec rozebraniu, tym bardziej, iż takie wnioski były składane już dwukrotnie. Fakt, iż oba obiekty nadal istnieją nie nobilituje ich do rangi pomnika i nie uzasadnia ochrony prawno-karnej.

W pełni solidaryzuję się - także w imieniu Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie - z wykładnią prawną zaprezentowaną przez sędzię Grabowską. Apeluję więc do wszystkich czytających ten tekst oraz do dziennikarzy, aby przestali używać w odniesieniu do obiektów upamiętniających zbrodniczą ideologię sowiecką (której jednym z głównych narzędzi była Armia Czerwona) na ziemiach Polski fałszywego określenia "pomnik", a do policji i prokuratur w całym kraju o zaprzestanie ścigania osób wyrażających w spektakularny sposób właściwy stosunek do tych haniebnych reliktów epoki zniewolenia.

Od marszałek Sejmu RP Ewy Kopacz oczekuję natomiast, że na jedno z najbliższych posiedzeń niższej izby naszego parlamentu trafi wreszcie przyjęty prawie rok temu przez Senat projekt ustawy dekomunizującej polską przestrzeń publiczną, na mocy której definitywnie znikną z niej te wszystkie obiekty razem z niegodnymi niepodległej Rzeczypospolitej patronami o sowieckim rodowodzie.