Szanowni Czytelnicy! Zazwyczaj w moim blogu prezentuję książki, które uważam za warte uwagi i ich autorów, których cenię za różne twórcze przymioty. Czasem odpowiadają mi ich poglądy, innym razem pociąga mnie forma ich dzieł, bywa też, że intryguje mnie sama fabuła, żywa i wciągająca. Nie chciałem zamykać się w osobistym kręgu lektur, pragnąłem nimi się dzielić.
Typowe wpisy zawierały wywiady i moje krótkie wprowadzenie rozpisane na akapity, kryjące jakieś hasło, rodzaj klucza do odczytania głównej intencji, która przyświecała wyborowi takiego, a nie innego pisarza, myśliciela, publicysty, polityka, muzyka. Kodowanie nie było specjalnie skomplikowane. Bo i po co? Sygnalizowałem jedynie, że pod jedną warstwą znaczeń może kryć się inna.
Ewenementem w historii mojego bloga jest ten oto wpis, który trochę mnie onieśmiela, bo autorem, którego wybrałem do tej prezentacji ... jestem ja sam. Książką, którą Wam polecam jest mój tomik zatytułowany "13 załączników" - wydany, ku mojej radości, przez cenioną przeze mnie oficynę "Prohibita". Chciałbym serdecznie podziękować Wydawcy Pawłowi Tobole-Pertkiewiczowi nie tylko za sam fakt edycji mojej książki, ale ogromną pomoc w jej opracowaniu. Jej forma i kształt mocno bowiem odbiegają od książek tradycyjnych.
Gromadzone przeze ze mnie przez pięć lat utwory pisałem z myślą o najważniejszym zbiorowym doświadczeniu w moim życiu: Tragedii Smoleńskiej. Czytelnicy mojego internetowego "dzienniczka" - zarówno tego, który prowadzę na stronie rmf24.pl, jak i tego już nieistniejącego z witryny rmf.fm - wiedzą, że narodowej hekatombie 10.04.10. poświęciłem wiele uwagi.
Angażowałem się nie tylko całym sercem jako obywatel-Polak i polski dziennikarz; angażowałem nie tylko swój intelekt, ograniczony w rozumieniu tak tajemniczego i skomplikowanego Zdarzenia. Oprócz skromnych zdolności uzyskiwania i wykorzystywania ogólnodostępnej wiedzy, prócz umiejętności poznania na moją miarę, uaktywniłem w sobie inne twórcze możliwości oraz odmienną metodologię.
Nie jest bowiem tak, według mnie, że dziennikarstwo śledcze jest jedyną metodą, która pozwala na ukazanie prawdy o Tragicznej Tajemnicy 10 kwietnia, która obrosła już grubymi warstwami kłamstw, przeinaczeń, propagandy i dezinformacji. Oczywiście fakty pozostają faktami i nie należy tworzyć wokół nich aury łże-mistycyzmu czyli fałszywej metafizyki. Jednak poeta też ma coś do odkrycia, za pomocą swojej swoistej wrażliwości i odmiennego wyczucia struktury.
O Smoleńsku powstało zresztą wiele dzieł literackich - tak poetyckich, jak pisanych prozą. Tak wybitni poeci jak Jarosław Marek Rymkiewicz, Wojciech Wencel czy Jacek Trznadel uwiecznili Katyń II w swoich strofach, wersach i metaforach. Niektórzy polscy powieściopisarze też zmierzyli się już z tak zagadkowym i - co tu dużo mówić - niebezpiecznym tematem, żeby wspomnieć Marcina Wolskiego, Rafała Ziemkiewicza czy Martynę Ochnik. To dobrze, że nie pozostaliśmy literacko niemi w obliczu wyciszanej Masakry.
Groza bijąca z zatrutego rosyjskiego źródła ma jednak jeszcze inną - ciemną energię. Ona nie pozwoliła mi na "tradycyjną" twórczość - tak dziennikarską jak artystyczną, literacką. Począwszy od pierwszego dnia, kiedy usłyszałem o tak niewyobrażalnej tragedii, prześladował mnie wewnętrzny głos: jak oddać to, co TAM się stało w jak najbardziej adekwatny sposób, poruszający wszystkie ukryte moce.
Rządowy samolot z prezydencką delegacją rozbity w pył był dla mnie jakąś naszą nową narodową formą - paradoksalną, bo łączącą absolutny chaos i - skryty przed nieuzbrojonym okiem przypadkowego widza - sekretny porządek rzeczy. Jak oddać tę dialektykę pozornego ruskiego śmietniska, pozorowanego wschodniego bardaku, kryjącego najprawdopodobniej precyzyjny scenariusz?
Artysta tradycyjny nie ma tu, śmiem twierdzić, wiele do ukazania. Zbyt wiele rzeczy nie mieści się w tradycyjnych prozatorskich fabułach i wyznaniach lirycznych. Zaintrygowała mnie za to i zainspirowała pewna niecodzienna, happeningowa akcja w Krakowie - nomen omen - przy ulicy Smoleńsk w 2010 roku. Z tego, co pamiętam z tamtego gorącego czasu: grupa artystów zmuszona do przeprowadzki z mieszkania urządziła pokazowe widowisko. To jest to! Pomyślałem. To nasza nowa SMOLEŃSKA narodowa forma! I tak zrodził się we mnie Świadomy Śmietnik Śmierci.
Fruwające książki, fragmenty pudeł, ciuchy i fatałaszki, szafy, łóżka, krzesła, buty - wszystko to leżące potem pokotem na asfalcie ulicy o tak znaczącej nazwie : Smoleńsk! Gapie chodzący po tym pobojowisku, zbierający resztki, na pamiątkę - jakże to przypominało obraz smoleńskiego wrakowiska. Czy to było zamierzone szukanie analogii przez krakowskich artystów? Nie wiem. Pierwszy artykuł, który przeczytałem o tym performensie w literackim magazynie "Lampa" na to nie wskazywał. Kolejne też nie zawierały żadnych, nawet najmniejszych aluzji do Zdarzenia.
Inspiracja przerodziła się w cierpliwe poszukiwanie pisarskiej analogii dla tego plastyczno-teatralnego projektu. Smoleńskie śmiertelne pole - killing field - pokryte szczątkami ciał, pomieszanymi z resztkami maszyny musiało znaleźć we mnie odpowiedni środek wyrazu. Jak porozrzucać na stronie wyrazy, by stworzyć wrażenie chaosu, a pod jego pozorem ukazać totalne uporządkowanie?
Awangardowość ujęcia może odstręczać tradycyjnych odbiorców, ale nie zamierzam na siłę prosić ich o wyrozumiałość. Dla niezamykających się w zastanych formułkach lektury mam prezent. Pięć osób, które jako pierwsze rozwiążą hasło i wyślą do mnie maila z adresem pocztowym, otrzyma moją książkę. Hasło tworzą pierwsze litery powyższych 13 akapitów. Dopisek: Konkurs został rozwiązany. Trzynastoliterowe hasło brzmi: STEGANOGRAFIA. Egzemplarze mojej książki powędrują do Dominiki Ciebiery z Rzeszowa, Anny Gabler z Legnicy, Urszuli Kępy z Nowego Wiśnicza, Grzegorza Makucha z Krakowa i Huberta Balsama z Lipowa.
A TERAZ PRZECZYTAJ WYWIAD ZE MNĄ PRZEPROWADZONY DLA WYDAWNICTWA "PROHIBITA".
Jacek Hasefeld: Czym jest "13 załączników"? Dlaczego tak zatytułował Pan swój tom? O czym jest ta książka?
Bogdan Zalewski: Tematem głównym, motywem przewodnim jest nasza narodowa hekatomba - Tragedia Smoleńska. Tytuł nawiązuje bezpośrednio do słynnego załącznika 13. do Konwencji Chicagowskiej. Według oficjalnej, propagandowej wersji to właśnie na jego podstawie prowadzono śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej. Jednak jak udowodnili eksperci Zespołu Parlamentarnego pod wodzą posła PiS Antoniego Macierewicza tak naprawdę decydujący był nie załącznik, a rozporządzenie Władimira Putina, "przyklepane" przez Donalda Tuska. Widzimy, że pod kłamliwą wersją rządową kryje się smutna i okrutna prawda. Ja jednak nie zajmuję się prawną analizą tego faktu. Od tego są specjaliści. Moja książka nie jest też głosem publicysty, a poety, mimo że jej zakończenie pt. "Smoleńskie mity - wybite jak nity" naśladuje styl dziennikarski. Na koniec go jednak całkowicie dezawuuję.
Z jakiego powodu? Przecież na co dzień jest pan dziennikarzem, prezenterem Faktów w RMF FM.
Tak, na co dzień, ale "13 załączników" - śmiem twierdzić - to właśnie książka niecodzienna. Składa się ona z trzynastu części, moich osobistych "plików" załączonych - że tak powiem- do oficjalnej smoleńskiej dokumentacji, w których ujawniam fałsz postsmoleńskiej rzeczywistości, przerażające kłamstwo III RP, także to rozpowszechniane przez prorządowych żurnalistów i reżimowe łże-autorytety. Przy czym stwarzam w tym celu własną konwencję, nie chicagowską, a literacką czy raczej liberacką.
A propos, na okładce wyeksponowano szereg kluczowych terminów z pana książki. Jednym z nim jest właśnie liberatura, wyraz różniący się jedną literą od literatury. Jak można wywnioskować z lektury nie jest to przeoczony błąd korektorski. To zabieg celowy?
To bezpośrednie nawiązanie do nowatorskiej twórczości zwanej liberacką. Według twórców tego terminu i autorów takich właśnie dzieł- małżeństwa Katarzyny Bazarnik i Zenona Fajfera- liberatura to "literatura totalna, w której tekst i przestrzeń książki stanowią nierozerwalną całość". "Liber" znaczy po łacinie "księga". Moje "13 załączników" to właśnie przykład takiego podejścia do książki, jako w pełni autorskiej propozycji. Razem z moim wydawcą Pawłem Tobołą-Pertkiewiczem, szefem oficyny "Prohibita" starałem się, by ten tom był rodzajem konceptualnego albumu w hołdzie ofiarom Smoleńska, tego Katynia II. Dążyłem do tego, by jak najmniej elementów było w nim przypadkowych, począwszy od literackiej zawartości, przez taki, a nie inny układ utworów, liczbę i kształt liter, dobór ilustracji (w przeważającej większości wykonanych i obrobionych przeze mnie zdjęć i kolaży) po specyficzny format książki. Jednak chciałbym podkreślić, że mimo tych świadomie narzucanych sobie ograniczeń formalnych, moją książkę przenika duch wolności. Czuję się wolnym Polakiem, jak definiuje nasz republikański szlachecki naród sprzed rozbiorów współczesny wieszcz narodowy Jarosław Marek Rymkiewicz. W "liberaturze" pobrzmiewa dla mnie zasada prawdziwie liberalna, nie ta zakłamana rodem z III RP, a autentycznie wolnościowa. "13 załączników" to moje "liberum veto" pod adresem obecnego państwa czyli PRL-u bis. To moje "wolne - nie pozwalam" wobec tego, co się dzieje po 10.04.10 w tym posmoleńskim przywiślańskim kondominium rusko-pruskim. Liberatura - "literatura totalna" - którą, mam nadzieję, twórczo naśladuję- jest w moim wykonaniu rodzajem subiektywnego kontrataku, mojej osobistej reakcji na duchowy atak wszelkiej maści totalitarystów.
Ostre słowa, radykalna jest ta pańska diagnoza.
Tu wychodzi ze mnie publicystyczna natura, ale w "13 załącznikach" te jednoznaczne konstatacje przekułem na specyficzną, bardzo wieloznaczną formę i to jest moim zdaniem najważniejsza wartość tej książki. Jeżeli za punkt wyjścia potraktować hipotezę o agenturalnym charakterze najważniejszych graczy w obecnej polskiej rzeczywistości po 10 kwietnia 2010 roku, to "13 załączników" ukazuje to przede wszystkim w samej strukturze książki. Nawiązuje ona do metod szyfrowania stosowanego przez agentów.
Chodzi o tak zwaną steganografię. Jako motto pracy wybrał Pan cytat z eseju historyka literatury Tadeusza Witkowskiego, w którym tłumaczy on to pojęcie. Na czym polega technika steganograficzna?
Z pojęciem steganografii zetknąłem się wielokrotnie, między innymi w świetnej książce płk. Andrzeja Kowalskiego "Rosyjski sztylet". To z tej kapitalnej pracy byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego dowiedziałem się o metodach działań sowieckich i rosyjskich agentów "nielegałów". Natomiast za motto "13 załączników" wybrałem fragment artykułu znakomitego publicysty Tadeusza Witkowskiego, bo autor nie tylko podał w nim definicję steganografii, ale także w samym swoim tekście ukrył hasło, pokazując jak w praktyce stosuje się tę formułę szyfrowania. Po arcyciekawe szczegóły odsyłam do mojej książki. Tu tylko przywołam literalne znaczenie terminu. "Steganografia (ang. steganography; od gr. steganos - przykryty) to dziedzina wiedzy specjalistycznej zajmująca się technologią przekazywania wiadomości ukrytych w innych, najczęściej oficjalnie publikowanych materiałach."
A jak się to ma do zawartości Pana książki?
Moje teksty są rodzajem "matrioszek". Jak wiadomo to takie rosyjskie laleczki- w największej ukryta jest mniejsza, w tej kolejna, w niej następna, aż do ostatniej maciupeńkiej. Utwory w "13 załącznikach" mają właśnie taką "szkatułkową" strukturę. Wydaje się Czytelnikowi, że czyta jakiś ostateczny tekst, jak to bywa w tradycyjnej książce, a tu za kilka stron okazuje się, że on był tylko pretekstem. Dosłownie pre-tekstem, tekstem wstępnym, bo w nim ukryto następny, ale i ten nie jest tym właściwym, ponieważ on też jest wstępem do kolejnego, niejawnego, wyłaniającego się z niego w serii emanacji itd. Staram się to tutaj wytłumaczyć, ale od razu zaznaczam, że nie chciałbym zbyt wiele zdradzać. Po pierwsze - to odkrywanie to powinna być domena chętnych Czytelników. Po drugie- taka autointerpretacja jest według mnie, pardon, rodzajem werbalnej masturbacji. Jednak - z drugiej strony - jest ryzyko, że bez jakichkolwiek wskazówek taka książka jak "13 załączników" pozostaje absolutnie nieczytelna, hermetyczna jak słoik zakręcony na amen. Zwrócił na to uwagę płk. Kowalski w korespondencji ze mną: "Dawno już nie miałem takiej przyjemności wejścia w gąszcz znaczeń o tak skomplikowanej strukturze. Obudziło to mój zachwyt, ale jednocześnie wprowadziło w powątpiewanie o możliwości dotarcia do czytelnika, który byłby na tyle wytrwały, aby zmierzyć się z poszukiwaniem pierwowzoru, gdy widzi tylko lustrzane odbicie w kolejnych lustrach."
Jak pan rozwiązał ten dylemat? I jak czytelnik ma sobie poradzić z taką wielowarstwowością?
Doszedłem do wniosku, że "instrukcję obsługi" porozmieszczam to tu to tam w samych tekstach. Tak naprawdę uważni Czytelnicy sami mogą odnaleźć klucze do odczytania tomu, bo jest tam wiele sygnałów autotematycznych. To rodzaj kolejnej "matrioszki" - książki w książce. Tadeusz Witkowski w liście do mnie słusznie zwrócił uwagę, że w moim przypadku steganografię trzeba by wziąć w cudzysłów bowiem: "steganografia zakłada znajomość tajnego kodu, tak przez nadawcę komunikatu jak i przez jego głównego adresata i zarazem powszechną nieznajomość przyjętych zasad komunikacji. Bo przecież rzecz chce się ukryć przed innymi odbiorcami wiadomości. Trzeba by więc najpierw poinstruować wybranych czytelników, o co chodzi. Jeśli instruuje się wszystkich, niczego się nie ukrywa.". Ja steganografii używam więc raczej jako przenośni.
Jak pan rozumie tę metaforę? Mógłby pan podać jakiś przykład.
Bogdan Zalewski: Jednym z graficznych motywów pojawiających się w mojej książce jest KROPKA. Ta "." jest aluzją do steganograficznej metody. Hitlerowcy stosowali technologię mikrokropek. Były to zdjęcia o wysokiej rozdzielczości pomniejszone do wielkości kropki wklejanej do tekstu maszynopisu. Ja oczywiście nie stosuję takich technik kodowania. Kropka jest dla mnie punktem sensu, otoczonym przez morze słownych kłamstw i manipulacji. Po rosyjsku kropka to "toczka". Wokół niej jest krąg dezinformacji czyli otoczka maskarady - "maskirowki". Zwracam uwagę na tę właśnie "o.toczkę".
Wielokropkiem zakończmy naszą rozmowę. Ciąg dalszy dla Czytelników niech nastąpi w samej pańskiej książce. Zachęcam do lektury wielowarstwowego tomu pt. "13 załączników".