Zacznijmy od końca, od ostatnich stron książki Johna Perkinsa pt. „Hitman. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty”. Ten epilog zawiera „Dokumentację aktywności ekonomistów od brudnej roboty w latach 2004-2015”. Kim są opisywani ludzie? To zawodowcy, absolwenci najlepszych uniwersytetów, tak jak sam Perkins, współpracownicy amerykańskich służb specjalnych.
Stanowią oni jakby forpocztę w akcjach osaczania wybranych państw. Są awangardą w ekonomiczno-politycznych intrygach, neokolonialnych polowaniach, które zaganiają w pułapkę kraje biedniejsze i słabsze. Pierwszą odsłoną tej operacji jest właśnie działanie EBR-owców (Ekonomistów od Brudnej Roboty). To oni różnymi przemyślnymi sposobami, przy użyciu sztuczek i forteli, nakłaniają elity polityczne i gospodarcze państwa-ofiary do brania ogromnych pożyczek z Banku Światowego na szalone inwestycje infrastrukturalne, które tak naprawdę przynoszą profity amerykańskim korporacjom i miejscowym bogaczom, kosztem biednych lokalnych ludzi. To właśnie na nich spadają największe ciężary spłaty zadłużenia. To wolnoamerykanka, w której wszelkie chwyty są dozwolone. EBR-owcy posługują się prośbą i groźbą, perswazją i szantażem, promocją i kompromatami. Fingują finansowe afery i organizują skandale seksualne. Jeśli ta ostra strategia nie przynosi skutku, wkracza brutalniejsza taktyka. Do gry wchodzą tzw. szakale. Organizują "oddolne" zmiany reżimów, wojskowe pucze oraz zamachy na liderów państwowych. John Perkins opisuje (z autopsji) szereg takich historii.
"Dokumentacja aktywności ekonomistów od brudnej roboty w latach 2004-2015" zawiera takie punkty jak:
- Istnieją dowody na to, że minione dwadzieścia lat działalności MFW i Banku Światowego tylko pogorszyło zadłużenie Zambii. Jak na ironię losu, w zamian za umorzenie części długów Zambia jest zmuszana do dalszego podążania tą samą ścieżką.
- Biliony wydawane przez zachodnie kraje na pomoc zagraniczną przyniosły przygnębiająco niewiele dobrego. Te materiały świadczą o tym, że w niektórych krajach - między innymi na Haiti, w Zairze i Angoli- pomoc zagraniczna doprowadziła w istocie do zaostrzenia problemów najuboższych.
- Zdaniem dobrze poinformowanych osób dziesiątki milionów dolarów ze środków przekazywanych przez Bank Światowy przeznaczano na finasowanie w Etiopii przymusowych przesiedleń do nowych wsi- procesu który naznaczony był zastraszeniami, brutalnością i gwałtami.
- Finansowany przez Bank Światowy projekt w Kenii prowadzi do przymusowych wysiedleń tysięcy przedstawicieli rdzennej społeczności Sengwer.
- EBR-owcy doprowadzają w 2008 roku do globalnego kryzysu finansowego. 16 września 2008 roku problemy dużych amerykańskich instytucji finansowych (wynikające z ujawnienia kłopotów z kredytami wysokiego ryzyka oraz swapami kredytowymi) przeradzają się w globalny kryzys ekonomiczny, który skutkuje upadkiem kilku europejskich banków oraz poważnymi przecenami na światowych rynkach akcji. Opisane tu wydarzenia wraz z innymi czynnikami doprowadzają do globalnej recesji, która często uznawana jest za najpoważniejsze zjawisko tego typu od czasów Wielkiego Kryzysu.
- W ciągu minionych trzydziestu lat dzięki globalizacji usług finansowych, ryzykownym pożyczkom, ucieczce kapitału i przerażającej korupcji stosunkowo nieliczna grupa dużych banków, kancelarii prawnych, firm audytorskich, przedsiębiorstw zarządzających aktywami, firm ubezpieczeniowych i funduszy hedgingowych zdołała wyprać i ukryć za granicą przynajmniej dziesięć do piętnastu bilionów dolarów prywatnych, nieopodatkowanych środków niewiadomego pochodzenia.
- Pojawiają się kolejne dowody na to, że ekonomiści od brudnej roboty nadal manipulują prognozami gospodarczymi, by promować politykę MFW.
- Szakale mają się dobrze i pozostają aktywni. Prezydent Hondurasu Manuel Zelaya zostaje odsunięty od władzy za sprawą czegoś, co sporo osób uznaje za zamach stanu wspierany przez CIA.
- W komentarzu opublikowanym na łamach "The Guardiana" bezwzględność Międzynarodowego Funduszu Walutowego wobec krajów rozwijających się zostaje porównana do postępowania działającego z premedytacją mordercy.
- Zespół teoretyków zajmujących się systemami złożonymi w Federalnym Instytucie Technologii w Zurychu stwierdza istnienie "superpodmiotu" składającego się z zaledwie stu czterdziestu siedmiu gigantycznych, międzynarodowych korporacji, które kontrolują czterdzieści procent globalnych przychodów operacyjnych. Jak sugerują wyniki badań, do wspomnianej grupy zaliczają się przede wszystkim instytucje finansowe. Naukowcy porównują rozkład władzy ekonomicznej do gigantycznej muszki, która posiada w swojej centralnej części bardzo silnie zaciśnięty węzeł.
A to tylko wierzchołek góry lodowej, czubek kopca kretów ryjących w gruncie globalnej ekonomii.
Przeprowadziliśmy w RMF FM dwie rozmowy z Johnem Perkinsem. Ja - Bogdan Zalewski - odwoływałem się głównie do przeszłości, XX-wiecznej historii ekonomistów od brudnej roboty. Michał Zieliński - mój kolega z redakcji ekonomicznej RMF FM- skupił się na współczesnych zagadnieniach. Oba wywiady dopełniają się i tworzą spójny, choć przerażający, obraz sytuacji.
POSŁUCHAJ ROZMOWY BOGDANA ZALEWSKIEGO:
Bogdan Zalewski: Naszym dzisiejszym gościem jest John Perkins.
John Perkins: Dziękuję bardzo. Bardzo się cieszę.
Jest pan autorem znakomitej i bardzo popularnej książki "Hitman. Wyznania ekonomisty od brudnej roboty". Czytelnicy w Polsce mogą zapoznać się z nową, rozszerzoną jej wersją "Hitman. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty". Pan był tą tytułową postacią. Jakiego to rodzaju ekonomista? Czy mógłby Pan opisać swoją rolę naszym słuchaczom?
Moje oficjalne stanowisko to główny ekonomista w międzynarodowej firmie konsultingowej. Ale nazywano nas "ekonomistami od brudnej roboty" (EBR), ponieważ to, co naprawdę robiliśmy, to było wskazywanie państw, które miały bogactwa naturalne, będące w zainteresowaniu wielkich korporacji, takie jak ropa naftowa. Potem organizowaliśmy dla takiego państwa ogromne pożyczki z Banku Światowego i siostrzanych instytucji. Jednak przede wszystkim namawialiśmy dany kraj, aby zatrudnił nasze korporacje- budowlane, inżynieryjne, technologiczne- do budowy projektów infrastrukturalnych, takich jak elektrownie, autostrady, magazyny, parki przemysłowe. Czyli wszystko to, co przynosi zyski małej grupie bogatych ludzi w tych krajach, szefom firm uczestniczących w tych projektach. Korzystało na tym kilka bogatych rodzin, właścicieli zakładów przemysłowych, a także przedstawicielstwa handlowe, które także cieszyły się wielkimi profitami. Natomiast większość obywateli na tym traciła, ponieważ była pozbawiana pomocy medycznej, edukacji i innych dóbr społecznych. Trzeba było spłacać kredyty. Na końcu, kiedy państwo nie było już w stanie udźwignąć ciężaru zadłużenia, wracaliśmy z takim przesłaniem: "jeśli nie jesteście w stanie spłacać długów, sprzedajcie nam tanio wasze zasoby, ropę naftową, czy co tam macie, nie dbając o żadne regulacje środowiskowe. W grę mogło też wchodzić, tak jak w przypadku Kuby czy Laosu, umieszczenie na ich terytorium baz militarnych. W kilku przypadkach przywódcy państwowi, którzy nie chcieli spełnić postawionych im warunków, przyjąć tych pożyczek ...
Ginęli w zamachach.
Do akcji wkraczali tak zwani "szakale". Dokonywali oni zamachu stanu, siłowej zmiany władzy, albo zabijali państwowych liderów.
Pisze pan sporo o swoich wyrzutach sumienia. Dlaczego? Wykonywał pan przecież swoją robotę.
Tak, ale na początku, kiedy zaczynałem wykonywać tę pracę, myślałem że robię właściwe rzeczy, że to jest to, czego uczyli nas profesorowie w szkołach biznesu. Żeby pomóc danemu krajowi trzeba inwestować w jego infrastrukturę. Wszelkie modele ekonomiczne pokazywały że właśnie o to chodzi, że to jest prawda. Więc, tak, z początku myślałem, że po prostu wykonuję swoją robotę. Z upływem czasu zaczynałem rozumieć, że to nie to samo, co pomagać biednym. Pomagałem rozwijać się gospodarce, wykonywałem tę część pracy, ale to nie znaczyło, że służymy pomocą biedakom czy klasie średniej. Działaliśmy na rzecz ludzi bogatych.
Jest pan Amerykaninem, dlaczego więc pańska książka tak bardzo krytykuje amerykańską politykę zagraniczną? Proszę mi wybaczyć moje pytanie: czy jest pan komunistą?
Nie. Jestem lojalnym obywatelem amerykańskim. Jestem kapitalistą. Wierzę w kapitalizm. Jednak nie wierzę w tę formę kapitalizmu, którą mamy obecnie. To drapieżny kapitalizm. Kapitalizm znaczy po prostu tyle, że produkcja nie jest własnością rządu, ale prywatnych ludzi. A to, co mamy dzisiaj, to sytuacja, w której jednostki - właściciele wielkich korporacji oraz giełdowi potentaci- mówiąc wprost, kontrolują rządy. Kontrolują rząd Stanów Zjednoczonych i wielu innych państw, takich jak Rosja i Chiny. Korporacje sprawują ogromną kontrolę. To bardzo groźna odmiana kapitalizmu, której nie jestem wyznawcą. Mimo to jestem kapitalistą. Nie jestem komunistą. Jestem bardzo lojalnym Amerykaninem. Myślę, że to smutne, że Ameryka popełniła w przeszłości tak wiele poważnych błędów. Musimy to zmienić.
Nazywa pan ten chory system korporacjokracją. Jak mógłby pan ten globalny system ekonomiczny na podstawie własnych doświadczeń jako EBR -owca (Ekonomisty od Brudnej Roboty)?
Korporacjokracja polega na tym, że jednostki posiadają, bądź kontrolują główne korporacje na całym świecie. I poprzez te korporacje wywierają ogromny wpływ na rządy poszczególnych państw. Tak więc obecnie mamy sytuację, w której już istnieje globalne imperium. Jednak nie jest to imperium amerykańskie, rosyjskie czy chińskie. To jest imperializm korporacyjny. Korporacje mogą powiedzieć, że pochodzą ze Stanów Zjednoczonych, Rosji czy Chin, ale tak naprawdę nie są lojalne wobec żadnego z tych państw. Starają się zmaksymalizować swoje krótkoterminowe zyski, tnąc koszty społeczne i środowiskowe. Czyniąc to, tworzą globalne imperium, korporacyjne imperium. Tego stanu broni lobby wojskowe tak w USA jak i w innych państwach takich jak Chiny czy Rosja. Armie i rządy mocno się w to angażują.
Napisał Pan, że prezydent Ekwadoru Jaime Roldós Aguilera oraz przywódca Panamy generał Omar Torrijos zostali zamordowani przez amerykańskich agentów, bo sprzeciwiali się interesom amerykańskich globalistów. Jakie ma pan dowody na tę tezę?
Nie ma żadnych dowodów, nie ma absolutnej pewności, nie ma "dymiącej strzelby" (materiału bezpośrednio obciążającego). Jednak jest wiele okoliczności, które na to wskazują, jak to opisałem w mojej książce. Na przykład silniki samolotu, który spadł z Torrijosem na pokładzie, były sprawdzane w laboratoriach i zostało ustalone, że ten wypadek nie wyglądał tak, jak go opisywano. Świadkowie twierdzą, że nikt nie brał udziału w oględzinach miejsca katastrofy oprócz amerykańskiego wojska, oraz miejscowych oficjeli, którzy stali po stronie armii USA. Są więc poważne poszlaki, ale nie ma absolutnie żadnych dowodów na zamach. Ja po prostu w to wierzę, tak jak większość ludzi, którzy zajmowali się tą sytuacją.
Zabójstwa przywódców innych państw to nie jest wyłącznie amerykańska specjalność. Na przykład Rosjanie także dokonują zamachów na zagranicznych liderów. Jednak oni nie wysyłają EBR-owców, ekonomistów od brudnej roboty. Oni często mordują opierających się ich zakusom przywódców bez szantażu czy ostrzeżenia. Mam rację?
Cóż, myślę że główne państwa na świecie używają EBR-owców. Sądzę, że zarówno Rosjanie jak i Chińczycy tak właśnie działają. Siłowe zmiany władzy czy zamachy na głowy państw nie ograniczają się wyłącznie do operacji amerykańskich. Jednak, ze względu na to, że jestem obywatelem Stanów Zjednoczonych i z powodu tego, co sam robiłem, skoncentrowałem się na rzeczach, które znam z autopsji. Ale czuję się patriotą, chcę żeby mój kraj lepiej wykonywał swoją robotę. A pierwszym krokiem do tego jest przyznanie się do wszystkiego, co źle czyniliśmy w przeszłości, aby dokonać korekty.
A propos. Czy słyszał pan o katastrofie samolotu z polską delegacją w Smoleńsku w Rosji?
Tak słyszałem o tym.
Polski prezydent Lech Kaczyński, polscy generałowie i nasza elita zginęli w bardzo tajemniczych okolicznościach. Wielu Polaków uważa, że to nie był wypadek. Powodem tej tragedii mogła być polityka gazowa, rosyjska polityka. Czy pan wierzy w to, że to mógł być zamach?
Nie mam pojęcia. Nie spekuluję o sprawach, o których niczego nie wiem, oprócz tego, co przeczytałem w prasie. Rozmawiam o historiach, w których brałem udział, o których, jak wierzę, coś wiem. Nie mam pojęcia, co się stało z tym samolotem.
Przejdźmy, wróćmy do przeszłości. Tacy ekonomiści jak Jeffrey Sachs pracowali jako doradcy rządów w Ameryce Łacińskiej, a potem postkomunistycznych krajów Europy Wschodniej, w przejściu od komunizmu do ekonomii rynkowej. A pan starał się przekonać polityczne i ekonomiczne elity krajów zacofanych, aby zaakceptowały pożyczki z takich instytucji jak Bank Światowy. Czy możemy porównać te dwie role?
Tak. Sądzę, że te dwie role można porównywać. Myślę, że Jeffrey Sachs - na przykład - jest kimś, kto bardzo mocno promował system korporacyjny, korporacjokrację. I to jest właśnie to, co i ja robiłem jako EBR-wiec, ekonomista od brudnej roboty. Podobnie George Soros. Ja zaprzestałem tego we wczesnych latach osiemdziesiątych, w latach 1980-81. Znalazłem nowy przeciwny cel, zacząłem demaskować system. Staram się go zmienić. Moja najnowsza książka " "Hitman. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty" jest opisem strategii przejścia od tego, co nazywam "ekonomią śmierci", która jest oparta na działaniach wojennych, do "ekonomii życia", systemu, który zakłada, że bez względu na to, czy jesteś Polakiem, Rosjaninem, Chińczykiem, Afrykaninem, Latynosem, Amerykaninem, stajesz naprzeciw tego samego kryzysu: zmiany klimatu, groźby nuklearnego holocaustu, rosnących nierówności na całym świecie, cyberbezpieczeństwa i terroryzmu. Powinniśmy wszyscy skonfrontować się z tymi wyzwaniami, razem, bo jesteśmy jednym gatunkiem, żyjącym na kruchej planecie. To jest to, co robię przez wiele lat.
Dziękuję bardzo. Dzięki John. Do widzenia. Miłego dnia.
Dziękuję. Do widzenia.
POSŁUCHAJ ROZMOWY MICHAŁA ZIELIŃSKIEGO Z JOHNEM PERKINSEM:
Michał Zieliński: Chciałbym zapytać o obecną sytuację Polski. Mamy nowe rządy od dwóch lat i pewnie śledzisz to, co robi Wiktor Orban na Węgrzech. Polska w pewnym sensie idzie w jego ślady. Polska i inne kraje naszego regionu ostatnio zostały nazwane przez ekonomistę Thomasa Piketty’ego "krajami posiadanymi przez zagranicę". A jeden z publicystów Bloomberga napisał szczerze, że "Europa Wschodnia jest gospodarczą kolonią". Czy pana zdaniem Polska może w tej sytuacji wyrwać się z tzw. pułapki średniego rozwoju. Myśli pan, że Polska może pójść w ślady na przykład Korei Południowej, czy Tajwanu, a wcześniej Japonii?
John Perkins: Co ma pan na myśli, mówiąc o pójściu w ślady tych krajów?
Mam na myśli stworzenie własnego modelu gospodarki. Kreowanie gałęzi, które mogłyby wygrać konkurencję na rynku międzynarodowym.
Myślę, że Polska musi zdać sobie sprawę, co taka niezależność przyniosłaby w kontekście relacji z Unią Europejską. Mówi się dużo o tym, że Unia mocno podważa posunięcia polskich władz, które wydają się zagrażać niezależności władzy sądowniczej i stać w sprzeczności z unijnymi regulacjami. Jeśli będziecie wzmacniać niezależność, popadniecie w spór z Unią. Rodzi to bardzo poważne pytanie: czy chcecie iść tą drogą? Taką decyzję podjęła Wielka Brytania i wydaje się, że teraz ma wątpliwości czy Brexit był decyzją właściwą. Myślę, że podstawowe pytanie brzmi: czy Polacy uważają, że większą zamożność osiągną, jeśli kraj będzie poza Unią, czy jeśli w niej pozostanie. To poważne pytanie.
Zatem to się ogranicza, pańskim zdaniem, do wyboru kierunku? Najogólniej, czy Polska chce iść z Niemcami, czy wbrew Niemcom?
To uproszczenie. Ale Niemcy rzeczywiście dominują w Unii, więc właściwie: tak. Z tym wiąże się też drugie pytanie: czy Polska chce się zbliżyć do krajów byłego bloku sowieckiego i Rosji? Czy chce być w tej - powiedzmy - atmosferze, hemisferze? Jeśli odejdziecie od Unii, pojawi się nacisk, abyście poszli właśnie taką drogą.
Ale tu wchodzi w grę też pewnie koncepcja trzeciej drogi: bliskie związki ze Stanami Zjednoczonymi.
Tak. Możliwe. Ale w obecnej chwili to bardzo niepewne. Patrząc teraz na Stany, a przyglądam się temu krajowi bardzo uważnie, muszę powiedzieć, że nie mam pojęcia, co się stanie pod rządami Donalda Trumpa. Właśnie zatwierdzono nowe przepisy podatkowe, które budzą ogromne spory. Ameryka znalazła się na bardzo niepewnym gruncie.
Teraz zupełnie inne pytanie, dotyczące bardzo gorącego tematu: kryptowaluty. Myśli pan, że to kolejna bańka spekulacyjna, czy ten wzrost ich wartości jest trwały?
Myślę, że zmierzamy w kierunku, przepowiadanym jakoś przez kryptowaluty. Nie myślę, że kryptowaluty stanowią ostateczny cel, ale bezwzględnie zmierzamy do nowego pieniądza. Jest oczywiste, że system banków centralnych, w tym Rezerwa Federalna, pracują wyłącznie dla bardzo bogatych ludzi. Dzisiejszy pieniądz jest oparty na długu i prowadzi do rozszerzania tego długu. Przy wysokich stopach, ale też nawet przy niskich, ten pieniądz nie jest dobry i nie przystaje już do rzeczywistości. Ale przecież pieniądza potrzebujemy! Idea kryptowaluty wchodzi zatem w tę próżnię. Jednak krypto stały się już przedmiotem ogromnej spekulacji i zapewne nie są ostateczną odpowiedzą na problemy, chociaż być może zapowiadają znalezienie na nie odpowiedzi. Spójrzmy prawdzie w oczy, już widzimy to w wielu wymiarach. Na przykład za każdym razem, kiedy podróżuję samolotem, a podróżuję dużo po całym świecie, zbieram punkty od linii lotniczych, czyli właściwie walutę, którą potem mogę wymienić na bilety. To samo jest na zakupach. Bardzo wiele współczesnych sklepów, firm tworzy różne takie oferty, które działają jak pieniądze.
Kryptowaluty mogą być więc pańskim zdaniem początkiem końca tradycyjnych pieniędzy, których teraz używamy?
Myślę, że może tak być. Zobaczymy. Trzeba też pamiętać, co się działo w przeszłości, za każdym razem, kiedy zagrożona jest dominująca pozycja dolara jako waluty światowej opartej na ropie. Kiedy zagrażał jej Kadafi, Husajn, Iran za każdym razem rząd Stanów Zjednoczonych reagują bardzo mocno. Przekonamy się, jakie działania podejmie amerykański rząd w sprawie kryptowalut.
Ma pan jakąś teorię dotyczącą tego, kto może się kryć za tworzeniem krypto? Czy uważa pan, że zostały faktycznie stworzone przez internetowych indywidualistów?
Różnie może być, ale nie ma żadnych informacji na ten temat.
Zgadza się pan z tymi, którzy przewidują nadejście nowej fali światowego kryzysu? Kiedy mogłoby do tego dojść i jak mogłoby to wyglądać?
Myślę, że powinniśmy zdawać sobie sprawę, że kryzys, to tylko objaw. Globalne ocieplenie to objaw, głód na świecie to symptom, podobnie nierówności dochodów. To, co się dzieje na świecie, walka polityczna, walka prawicy z lewicą, czego doświadczacie tak wyraźnie u siebie, w Polsce, ale nie tylko, tak samo jest w Anglii czy tu w Stanach Zjednoczonych, to tylko objawy działania systemu, który nas zawodzi. Problem leży w samych założeniach systemu gospodarczego, opartego na wojnie, na groźbie wojny, na konflikcie, na groźnym dla Ziemi nadużywaniu surowców. Ten system przyniósł nam prawdziwe cuda, postęp w technologii czy medycynie. Choćby to, że rozmawiamy teraz przez Internet. Prawda, że to wspaniałe? Ale to już zaszło zbyt daleko. Coraz więcej ludzi dostrzega, że dowodem na to jest topnienie lodowców, podnoszenie się poziomu oceanów, śmierć całych gatunków. Dopóki utrzymujemy ten system, będziemy żyć w nawracającym kryzysie. Będziemy z tymi kryzysami walczyć. Będziemy je doraźnie rozwiązywać, ale one będą wracać. To co musimy zrobić, to zrozumieć że potrzebny jest nam całkiem nowy system. System życia. Tak bym to nazwał- gospodarką życia, a nie tylko gospodarką. Chodzi o system polityczny i społeczny. W jego ramach korporacje powinny pokrywać koszty naprawy środowiska naturalnego. Zamiast tworzyć nowe systemy broni masowego rażenia, powinniśmy wytwarzać technologie służące choćby do usunięcia plastiku z oceanów, rekultywacji kopalni, skuteczniejszego recyklingu, wykorzystania energii słońca i powietrza zamiast paliw kopalnych. Musimy przygotować się na tę nową koncepcję rozumienia roli człowieka, roli istoty ludzkiej, ludzkości na ziemi. Trzeba nam być przygotowanymi na system, który by tę nową koncepcję realizował. Jeśli zaczniemy zmieniać stopniowo system, to rozpoczniemy wspaniałą, fascynującą erę w historii. Ale najpierw musimy się zmienić. Tymczasem ludzie z natury nie lubią zmian. Żyjemy więc w systemie, który nas zawodzi, a zwalczanie wspomnianych objawów to za mało. Waluty, banki centralne trzeba zmieniać, ale ważniejsze by zrozumieć, że nasz system - ogólnie - powinien być zmieniony i może być zmieniony.