Nasza piłkarska kadra rozegrała w tym roku osiem meczów w ciągu 75 dni. W tak krótkim czasie zamknął się okres występów drużyny Jerzego Brzęczka. Selekcjoner mocno rotował składem. Dał szansę aż 30 zawodnikom. W tym gronie była spora grupa debiutantów. Oto podsumowanie jesiennych meczów naszej drużyny, która rok zakończyła porażką 1:2 z Holandią.
To miał być zupełnie inny rok. Wiosną mieliśmy przygotowywać się do Euro2020, a latem rozegrać ten turniej. Jesień miała już toczyć się w reprezentacji pod dyktando Ligi Narodów. Pandemia koronawirusa pozwoliła jedynie na dotrzymanie tego ostatniego punktu.
Wszystkie tegoroczne mecze kadra rozegrała w ciągu zaledwie 75 dni. To sześć meczów Ligi Narodów i dwa towarzyskie pojedynki, które zresztą pierwotnie mieliśmy rozegrać w marcu. W tym krótkim czasie zatoczyliśmy koło. Zaczęło się od słabiutkiego meczu z Holandią w Amsterdamie, w którym Polacy przez długie minuty ganiali za piłką, a kiedy mieli ją przy nodze nie potrafili wymienić kilku podań i przenieść gry na połowę przeciwnika. Humory poprawiło pokonanie Bośni i Hercegowiny.
Przyszedł też październik a więc miesiąc, w którym odnosiliśmy w przeszłości nasze wielkie zwycięstwa jak pokonanie Niemców w Warszawie czy Portugalczyków w Chorzowie. Teraz dziesiąty miesiąc roku także okazał się łaskawy. Wysokie zwycięstwo w towarzyskim meczu z Finlandią (grającą w mocno rezerwowym składzie), bezbramkowy remis w Gdańsku i kolejne zwycięstwo nad Bośniakami. Nic dziwnego, że odezwały się głosy chwalące naszą grę i mówiące o progresie w reprezentacji. Zresztą mówił o tym i sam Brzęczek podkreślając, że to wynik dwuletniej pracy, która w końcu przynosi efekty. I trochę zrobiło nam się cieplej na sercach, choć z Włochami nie pograliśmy za dużo, a Bośniacy tylko przez kwadrans grali w 11-osobowym składzie.
Listopadowe mecze dopełniły cykl. Z Ukrainą wygraliśmy mimo słabszej formy, ale i to warto było docenić, bo w końcu wygrać taki mecz z niełatwym rywalem to też sztuka. Po pojedynku z Włochami w Reggio Emilii można było tylko bezradnie rozłożyć ręce. Zepchnięci do defensywy, niezdolni do wyprowadzenia piłki Polacy przegrali tylko 0:2, choć różnica w kulturze gry obu drużyn była druzgocąca. Zagubiony Reca, niewidoczni na skrzydłach Jóźwiak i Szymański, powolny Krychowiak, Góralski, który wniósł na boisko tyle energii, że ta go poniosła aż do groźnego faulu. Odcięty od gry Lewandowski... można wymienić wszystko poza Szczęsnym, który zagrał tak jak powinien. A żeby mecz uznać za jeszcze bardziej groteskowy warto nadmienić, że na boisku w meczu Włochy-Polska był tylko jeden piłkarze Juventusu i był to nasz bramkarz.
Chorzów stał się w tym roku naszym ostatnim bastionem i ostatnią nadzieją. Mecz z Holandią, która we wrześniu wygrała z nami skromnie, ale można było domniemywać, że zagrała bardzo ekonomicznie. Teraz początek meczu dał nadzieje. Po samotnym rajdzie Jóźwiaka objęliśmy prowadzenie. Później w słupek trafił Płacheta. Można było pokusić się o niespodziankę, ale w drugiej połowie rosła przewaga Oranje. Mecz wyglądał inaczej, lepiej niż wyjazd do Włoch, ale wynik okazał się równie niekorzystny. Holendrzy dwie bramki strzelili w ciągu siedmiu minut i bez wątpienia z całym meczu prezentowali się korzystniej od naszej drużyny. Wnioski z całej jesiennej batalii biało-czerwonych nie mogą być optymistyczne. Bilans to 4 zwycięstwa, remis i 3 porażki (wszystkie w paskudnym stylu).
Potrafiliśmy pokonywać rywali w naszym zasięgu, ale już z zespołami znajdującymi się o półkę wyżej przegrywaliśmy sromotnie. I nie chodzi o wyniki, ale o sposób gry, statystyki. O ile choćby pod względem strzałów zdominowaliśmy dwukrotnie Bośniaków oraz Finów to przeciwko Italii w obu spotkaniach praktycznie nie istnieliśmy a w Reggio Emilii nie oddaliśmy ani jednego celnego strzału.
Przeciwko Holendrom w Amsterdamie w ofensywie także nie było różowo i to delikatne określenie naszego występu. W zwycięskim meczu z Ukrainą także to rywale sprawili w ofensywie wrażenie drużyny lepiej poukładanej i groźniejszej. Martwi to, że od dłuższego czasu kadra nie potrafi wynieść naszych piłkarzy na wyższy poziom czego doskonałym przykładem za kadencji Adama Nawałki był Krzysztof Mączyński. Obecnie mamy sytuację odwrotną. Klich, Zieliński, Linetty w reprezentacji grają słabiej niż w klubach. Występujący w Lidze Mistrzów Rybus grzeje ławę. Szymański w Dynamie Moskwa został przestawiony na pozycję numer "10". Bereszyński często gra z lewej strony defensywy. Krychowiak od dawna poniżej swojej topowej formy.
Jesienne problemy Grosickiego i Milika to jeszcze inna sprawa. Kadra nie jest obecnie trampoliną, ale przechowalnią. Straconą szansą okazał się mecz z Holendrami, bo długo prowadziliśmy i można było pokusić się o pewnego rodzaju przełamanie. Skończyło się niestety porażką.
Trener Jerzy Brzęczek odważnie sięgnął po debiutantów i to na pewno trzeba zapisać selekcjonerowi na plus. Jesienią odmłodził zespół. Na tej liście znaleźli się Jakub Moder, Sebastian Walukiewicz, Michał Karbownik, Paweł Bochniewicz, Robert Gumny, Przemysław Płacheta i Alan Czerwiński. Piłkarz Lecha Poznań wykupiony już przez Brighton z tego grona dostał najwięcej szans na grę. Czy nowe nazwiska z biegiem czasu wniosą nową jakość? Ta na pewno jest kadrze potrzebna. A, że młodość za zaufanie odpłaci pokazał wczoraj bramką Kamil Jóźwiak.
Selekcjoner postawił w tym roku na mocną rotację w składzie. Zrobił jesienią duży przegląd kadr. W drużynie narodowej zagrało aż 30 piłkarzy. Warto zerknąć na tabelę, która uwzględnia liczbę minut rozegranych przez poszczególnych piłkarzy w tym roku w reprezentacji. Stuprocentowa obecność na boisku dawałoby 720 minut. Tymczasem numer jeden na liście Glik i Bednarek rozegrali po 540 minut czyli 75 procent czasu. Trzeci w tym zestawieniu Jóźwiak rozegrał 504 minuty i jest jedynym piłkarzem, który wystąpił we wszystkich ośmiu spotkaniach drużyny narodowej. Po siedem występów mają Grosicki, Milik, Linetty i Klich. Za to w żółtych kartkach bryluje Bednarek, który obejrzał ich aż cztery.
Co przegląd kadr nam powiedział? Że wszystko jest patykiem po wodzie pisane. Ścisk w środku pola: Zieliński, Krychowiak, Klich, Moder, Linetty, Góralski (na horyzoncie wracający po długiej kontuzji i nieobecny w kadrze Bielik) teoretycznie gwarantują duży wybór - nie tylko nazwisk, ale także możliwych rozwiązań taktycznych. Wydaje się, że najlepiej wygląda system z Klichem grającym za Lewandowskim i operującymi w środku pola Zielińskim i Krychowiakiem lub Moderem. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że brakuje ciągle w tej formacji powtarzalności. Jakikolwiek tercet pojawi się na boisku może poprowadzić grę jak z Finlandią, poradzić sobie odpowiednio jak z Holandią w Chorzowie albo zagrać tak jak w dwóch meczach z Italią. I trudno określić dokładnie od jakich czynników to zależy.
W praktyce mecze z Holandią czy Włochami pokazały, że głębia składu nie jest aż tak duża, bo ktokolwiek meldował się na boisku zawodził albo spisywał się co najwyżej przeciętnie. Tym, który szczególnie zaprzepaścił dobre notowania po kilku dobrych meczach w reprezentacji jest Góralski i jego czerwona kartka w meczu z Włochami. Na środku obrony wybór Brzęczka ogranicza się do trzech nazwisk. Oprócz pary Glik-Bednarek to Walukiewicz.
Na bokach defensywy niezrozumiale wygląda pomijanie Macieja Rybusa, który od Mundialu w Rosji zagrał w reprezentacji...4 razy. Arkadiusz Reca (11 meczów w tym czasie) na lewej stronie nie wytrzymuje starcia z europejską czołówką. Bereszyński lepiej czuje się z prawej strony i tam po prostu może dać drużynie więcej.
Zostają jeszcze Kędziora i młody Karbownik, który w Legii przestawiony został jednak na środek boiska a w kadrze dostał krótkie szanse i był rzucany z pozycji na pozycję. Niestety skrzydła, które od dawna były naszym atutem wyglądają jednak na podcięte. Grosicki (hat-trick z Finlandią warto docenić) nie gra w klubie. Jóźwiak pograł w biało-czerwonych barwach sporo, ale brakowało mu liczb. Zmienił to dopiero wczoraj. Blado wyglądała jesień w wykonaniu Szymańskiego. Kądzior ma problemy w klubie. Płacheta dopiero zaczyna przygodę z seniorską reprezentacją, choć za chorzowski mecz z Holandią trzeba go pochwalić.
O bramkarzach nie ma sensu pisać. Tu sytuacja od dawna niezmienna i gwarantująca solidną obsadę bramki. W ataku Lewandowski a daleko w tyle niemogący odnaleźć się w Berlinie Piątek oraz niegrający w Neapolu Milik. Pozostaje oczywiście pytanie o to jak "Lewy" odnajduje się w relacji z Brzęczkiem, ale to już pytanie wykraczające chyba poza to co dzieje się na murawie.
To słowa Kamila Glika po meczu z Włochami, który ponoć sprowadził zespół na ziemie. Oczywiście ważnym jest pytanie co spowodowało oderwanie od ziemi? Piłkarz Benevento wspominał też o lodzie, który trafił na rozgrzane, piłkarskie głowy. Czy tyle optymizmu wlał w nasze reprezentacyjne szeregi udany październik? Jeżeli tak, to chyba nie do końca w kadrze panuje się nad nastrojami, bo o ile październik był powiewem optymizmu to na pewno był przełomem dającym prawo do wielkich marzeń. Polska w tej edycji Ligi Narodów zrobiła to samo co w poprzedniej. Zebrała cięgi od najlepszych. Dwa lata temu od Włoch i Portugalii (ugraliśmy 2 punkty, stosunek bramek 4:6).
Teraz od Włoch i Holandii (1 punkt i 1:5 w bramkach). Poszerzono Dywizję A. Doszła Bośnia i dostała od nas dwa razy. Nie zrobiliśmy zatem postępu. Nie jesteśmy nawet kawałek bliżej czołówki. Za to potrafimy ogrywać zespoły na podobnym poziomie. Austrię w eliminacjach Euro2020, Ukrainę w meczu towarzyskim, Bośnię w Lidze Narodów. Część ekspertów uważa nie bez racji, że do tych najmocniejszych nie mamy podejścia, ale jednak inne zespoły na podobnym poziomie podejście mają. A my obecnie nie potrafimy nawet wyprowadzić kontrataku. Gdyby wybrać naszą jedenastkę na podstawie przynależności klubowej mogłaby ona wyglądać tak: Juventus - Lokomotiv Moskwa, Benevento, Southampton, Sampdoria - Derby County, Lokomotiv Moskwa, Lech Poznań, Dynamo Moskwa, Napoli, Bayern. A w rezerwie: West Ham, Cagliari, Dynamo Kijów, Torino, Leeds United, Hertha. Do tego dwóch piłkarzy, których można określić mianem "bez klubu"(Milik i Grosicki). Może cały skład nie rzuca na kolana, ale czy naprawdę nie stać nas na "coś więcej". Lech Poznań pokazuje ostatnio, że można wyjść poza swoją strefę komfortu i walczyć z bogatszymi. Oczywiście Liga Europy i Benfica, Rangersi czy Standard Liege to inny wymiar niż Włochy i Liga Narodów, ale w sporcie trzeba iść do przodu, trzeba wierzyć, że coś jest możliwe. Przecież w meczu z Niemcami w Warszawie, który już chyba został przez nas zmitologizowany też mogliśmy przegrać 0:3 i nikogo taki wynik by nie zdziwił biorąc pod uwagę to ile roboty miał Szczęsny. Jednak skończyło się na 2:0 dla nas.
Teraz wydaje się, że w kadrze nie ma wiary w możliwość sukcesu. Pytanie czy to problem mentalny czy piłkarze widzą, że w ta reprezentacja w tym kształcie iż tym sztabem po prostu nie ma szans i trzeźwo oceniają sytuację. W Chorzowie przeciwko Holendrom drużyna znów pokazała charakter. Zagraliśmy odważniej. Były okazje, była bramka. Niestety zabrakło przynajmmniej remisu, który pozwolił by zbudować nieco lepszą narrację wokół reprezentacji na najbliższy czas.
Niebawem kolejne emocje dla fanów reprezentacji, choć niezwiązane z boiskiem. 7 grudnia Polacy poznają swoich rywali w eliminacjach Mistrzostw Świata. Nasza reprezentacja będzie losowana z drugiego koszyka. Pierwsze mecze eliminacyjne już w marcu. Latem oczywiście przełożone o 12 miesięcy Mistrzostwa Europy, w których w fazie grupowej przejdzie nam się zmierzyć ze Słowacją, Szwecją i Hiszpanią.