W 34. kolejce PKO Ekstraklasy Korona Kielce zremisowała 1-1 z Arką Gdynia. Taki wynik oznacza, że Wisła Kraków i Zagłębie Lubin są już pewne utrzymania w Ekstraklasie. Korona Kielce na pewno spadnie do I ligi, a Arka Gdynia jest tego bardzo bliska.
Dla Korony Kielce najważniejsza wiadomość gruchnęła pół godziny przed rozpoczęciem spotkania. Wisła Kraków pokonała w Łodzi ŁKS, a ten wynik sprawił, że kielczanie stracili już matematyczne szanse na utrzymanie. Na boisko wychodzili ze świadomością, że mogą co najwyżej pociągnąć ze sobą Arkę do I ligi.
Gdyby mecz Wisły odbywał się wczoraj, dziś wystawiłby pan inny skład? - został zapytany przed rozpoczęciem spotkania Maciej Bartoszek. Pewnie tak - odpowiedział trener Korony. Można spodziewać się, że w następnych spotkaniach szanse dostaną młodzi zawodnicy, ale dziś na boisko - właściwie poza Petterim Forsellem (który w Koronie odpowiada za wszystko, w meczu z Arką rzucał nawet auty w pole karne) - wyszła spora grupa frustratów, która przegrała Koronie sezon. Jak na przykład Milan Radin, który brutalnym wślizgiem na początku meczu mógł wyrządzić sporą krzywdę Mateuszowi Młyńskiemu.
Samo spotkanie rozpoczęła wspaniała bramka Michała Nalepy, który idealnie huknął z rzutu wolnego. Piłka, zanim wpadła do bramki, odbiła się jeszcze od poprzeczki. 1-0 już w 7. minucie. Arka miała więc prowadzenie, grała z pogodzoną ze spadkiem Koroną i powinna być zdeterminowana, by wygrać i walczyć o utrzymanie. Co więc działo się na boisku? Oczywiście, zaatakowała Korona. Doskonałej sytuacji nie wykorzystał Forsell, którego uderzenie obronił Pavels Steinbors, a później w dogodnej okazji spanikował Grzegorz Szymusik. Kilkukrotnie próbował strzału także Jacek Kiełb, ale brakowało mu precyzji.
Więcej niż gry, było jednak awantur i przepychanek, a na boisku aż kipiało od złości. Do scysji doszło m.in. między Marcusem Viniciusem a Michaelem Gardawskim, a trener Maciej Bartoszek w kilkadziesiąt sekund zobaczył dwie żółte kartki i jedną czerwoną, w konsekwencji wędrując na trybuny.
Po 20 minutach drugiej części Kiełb powinien doprowadzić do wyrównania. Skrzydłowy był zupełnie sam w polu karnym i miał przed sobą jedynie Steinborsa. Huknął jednak wysoko ponad bramką. Arka wygrywała, ale grała tak, jakby była już pogodzona ze spadkiem. To Korona przeprowadzała kolejne akcje, a gdynianie wyglądali, jakby tylko marzyli o tym, by sędzia zakończył mecz przy wyniku 1-0. I zostali za to ukarani.
W 82. minucie z rzutu wolnego w pole karne Arki dośrodkował Forsell, głową zgrał piłkę Adnan Kovaczević, a Tzimopoulos z bliska wepchnął ją do bramki. 1-1, osiem minut przed końcem Arka traci tak cenne prowadzenie. W końcówce meczu piłkarzom obu drużyn puściły nerwy i dwukrotnie skoczyli sobie do gardeł. Było blisko kolejnych czerwonych kartek.
Korona jest już pewna spadku z Ekstraklasy, a Arka Gdynia musi liczyć na cud. Wisła Kraków i Zagłębie Lubin mogą natomiast świętować utrzymanie.