„Między śmiercią rodziców a śmiercią żony i dziecka był pewien przedział czasowy” - tak o zbrodni, do której doszło w wielkopolskiej Chodzieży mówi prokurator Łukasz Wawrzyniak. W poniedziałek wieczorem w domu przy ul. Podgórnej znaleziono ciała czwórki dorosłych i niemowlęcia. Według wstępnych ustaleń 41-latek zabił swoich rodziców, żonę i dziecko, a potem popełnił samobójstwo.
Prokuratorskie postępowanie ma być prowadzone w dwóch kierunkach - motywu zbrodni oraz jej dokładnego przebiegu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyzna zabił najpierw swoich rodziców, a następnie 38-letnią żonę i czteromiesięcznego synka. Wszystkie ofiary miały rany cięte szyi. Ciało 38-latki było skrępowane, a zwłoki dziecka były przykryte kołdrą. Jutro odbędzie się sekcja zwłok pięciu osób.
Między śmiercią rodziców a śmiercią żony i dziecka był pewien przedział czasowy. Staramy się określić, jak długo to było - czy to było kilka godzin czy na przykład kilka dni czy jeden dzień - mówi prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, która zajmuje się wyjaśnieniem tej zbrodni.
Jak usłyszał dziennikarz RMF FM, śledczy nie biorą pod uwagę wersji, która miałaby wskazywać, by za śmierć pięcioosobowej rodziny z Chodzieży odpowiadał ktoś inny.
Śledczy badają teraz dowody znalezione w domu, w którym doszło do tej tragedii.
Jak ustalił dziennikarz RMF FM, małżeństwo kilka miesięcy temu przyjechało do Chodzieży, ponieważ pogorszył się stan zdrowia ojca 41-latka. Tę informację potwierdza rzecznik prokuratury. Jak mówi, rodzina przed dwoma miesiącami sprowadziła się do Chodzieży z Sochaczewa. Wcześniej małżeństwo mieszkało za granicą. Przyjechali, żeby opiekować się ojcem tego sprawcy - powiedział Wawrzyniak.
Według ustaleń Beniamina Piłata, przy 41-latku znaleziono nóż, którym miał zabić swoją rodzinę. Narzędzie zostało zabezpieczone do badań.
Rzecznik prasowy wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak w rozmowie z Tomaszem Weryńskim w internetowym Radiu RMF24 podkreślał, że teraz śledczy czekają na wyniki sekcji zwłok. To da nam pewien obraz tego, co się wydarzyło w tamtym domu. Będą również prowadzone badania śladów kryminalistycznych, które zostały zabezpieczone w tym domu - podkreślał Borowiak.
W poniedziałek jeden z członków rodziny, który nie mógł się z nią skontaktować, poprosił znajomego, żeby tam podszedł i on odkrył to, co się tam wydarzyło. Będziemy dokładnie ustalać czas, kiedy doszło do tej zbrodni, szczegółowy przebieg zdarzenia. Ja nie chciałbym opisywać tego, co zobaczyli tam policjanci, bo byłby to zbyt drastyczny opis - mówił Borowiak w Radiu RMF24.
Tomasz Weryński dopytywał o to, jakie mogły być motywy zbrodni. To jest też w tym momencie niejednoznaczne. Fakty są takie, że ten mężczyzna wraz z żoną i dzieckiem przeprowadził się do Chodzieży niedawno, ok. dwóch miesięcy temu. Wcześniej mieszkali pod Warszawą. Będziemy też starali się ustalić, przesłuchując znajomych, najbliższych tej rodziny, czy w okresie tych dwóch miesięcy mogło dochodzić tam do jakiś sytuacji konfliktowych, które by sprawiły, że ten 41-latek dokonał takiej straszliwej zbrodni - zaznaczył Borowiak.
41-latek nie był wcześniej karany. Rodzina nie miała założonej tzw. niebieskiej karty, a przez ostatnie dwa miesiące policja nie interweniowała w domu w Chodzieży.
Policja została zawiadomiona o znalezieniu dwóch ciał w poniedziałek wieczorem.
Według naszych nieoficjalnych informacji na parterze domu były ciała 38-letniej kobiety i 41-letniego mężczyzny. Śledczy trafili tam też na ciało czteromiesięcznego chłopca.
Na piętrze budynku policjanci znaleźli kolejne dwa ciała 73-latka i 72-letniej kobiety, również z ranami ciętymi szyi.
Do zbrodni doszło na osiedlu domów jedno- i wielorodzinnych, położonym naprzeciwko jeziora. Dom, w którym doszło do makabrycznego odkrycia, to piętrowy, prostopadłościenny budynek położony tuż obok skrzyżowania i kapliczki. Rodzice 41-latka mieszkali tu ponad 40 lat.