Z informacji Wojska Polskiego wynika, że to rosyjska rakieta manewrująca naruszyła w godzinach porannych w piątek polską przestrzeń powietrzną. Generałowie po spotkaniu Biura Bezpieczeństwa Narodowego ujawnili więcej szczegółów dotyczących tego incydentu. Poinformowali m.in., że pocisk, który wleciał w okolicy Zamościa, przebywał nad Polską niecałe trzy minuty. Zapewnili również, że skierowano siły do jej przechwycenia.
Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła i Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Maciej Klisz potwierdzili, że w piątkowych godzinach porannych doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjską rakietę manewrującą.
Gen. Wiesław Kukuła po spotkaniu Biura Bezpieczeństwa Narodowego, w którym brali udział m.in. gen. Maciej Klisz, prezydent Andrzej Duda i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak Kamysz, powiedział, że rakieta później opuściła terytorium Polski. Mamy na to potwierdzenie radarowe narodowe i sojusznicze - podkreślił.
Przypomnijmy, że do incydentu nad Polską doszło w tym samym czasie, gdy Rosjanie przeprowadzili zmasowany atak powietrzny na ukraińskie miasta.
Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Wałerij Załużny przekazał, że Rosjanie zaatakowali terytorium Ukrainy za pomocą 158 środków napadu powietrznego. Z najnowszych informacji wynika, że zginęło 30 osób, a ponad 160 zostało rannych. To bez wątpienia jeden z największych (o ile nie największy!) z ataków powietrznych na Ukrainę od początku rosyjskiej inwazji, czyli od 24 lutego 2022 roku.
Co ważne, ukraińska obrona powietrzna wykazała się dużą skutecznością - przeciwlotnikom udało się zestrzelić 27 z 36 dronów uderzeniowych i 87 ze 122 rakiet różnego rodzaju. To dobry wynik.
Do rosyjskiego ataku odniósł się na konferencji prasowej po spotkaniu Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Wiesław Kukuła. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przyznał, że to była trudna noc dla Ukrainy.
(Nastąpił - przyp. red.) połączony atak saturacyjny, mający na celu przeciążyć ich obronę przeciwlotniczą z wykorzystaniem dronów uderzeniowych, z którym Ukraina sobie relatywnie dobrze poradziła, i następujące po nim uderzenie rakietowe, głównie lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej i odpalanych z Morza Kaspijskiego rakiet - wyjaśnił.
Wojskowy przyznał, że Wojsko Polskie śledziło tory lotów większości rakiet. Mieliśmy informacje co do zakresu i kierunków ich przemieszczania się - zapewnił. W tym przypadku jedna z tych rakiet (...) przekroczyła granicę Polski, a później ją opuściła - dodał.
Na wspomnianym briefingu prasowym ujawniono więcej szczegółów dotyczących incydentu nad wschodnią Polską. Okazało się, że rakieta wleciała w polską przestrzeń powietrzną z Ukrainy w okolicach Zamościa o godz. 7:12 czasu lokalnego.
Obiekt, który przebywał w polskiej przestrzeni powietrznej, był niecałe trzy minuty nad terytorium Polski i opuścił naszą przestrzeń powietrzną - poinformował gen. Maciej Klisz. Zaznaczył przy okazji, że "mamy ok. 40 kilometrów naruszenia przestrzeni powietrznej".
Dowódca Operacyjny RSZ zapewnił, że "rakieta była na całym torze śledzona". W związku z wykonywanymi przez nią manewrami i opuszczeniem przez nią przestrzeni powietrznej Polski, ja, jako Dowódca Operacyjny, nie podjąłem żadnej decyzji w stosunku do tego obiektu - oświadczył.
Co ważne, gen. Klisz zaznaczył, że polską przestrzeń powietrzną naruszył tylko jeden z obserwowanych pocisków. Ponownie podkreślił, że "wrócił on na terytorium Ukrainy".
Zastrzegł jednocześnie, że nie może potwierdzić, by "był to wynik działania przeciwrakietowej obrony Ukrainy", po raz kolejny wskazując, że polską przestrzeń powietrzną naruszyła rosyjska rakieta.
Generałowie poinformowali, że armia skierowała samoloty, które miały przechwycić rakietę i w razie potrzeby ją zestrzelić. Zarówno jej czas przebywania na terenie Polski, jak i sposób, w jaki manewrowała, uniemożliwiły wykonania tego manewru, dlatego zdążyła opuścić Polskę - powiedział gen. Wiesław Kukuła.
W powietrzu mieliśmy samoloty zarówno narodowe, jak i samoloty systemu sojuszniczego. W związku z tym, cały rozwój sytuacji był przez Dowództwo Operacyjne monitorowany od godzin późnonocnych dnia wczorajszego - zaznaczył z kolei gen. Maciej Klisz.
Dowódca Operacyjny RSZ poinformował, że od razu uruchomił system poszukiwania powietrznego i wnioskował do Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego o aktywację systemów poszukiwania naziemnego. Gen. Kukuła przekazał, że technika bywa zawodna, "stąd weryfikacja śladów radarowych na powierzchni ziemi".
O incydent nad wschodnią Polską był pytany w internetowym Radiu RMF24 gen. Tomasz Drewniak - pilot i były Inspektor Sił Powietrznych. Jego zdaniem, wojskowe procedury zadziałały wzorowo.
Obiekt został wykryty, procedura wojskowa została uruchomiona, (następnie) przeszła ona w procedurę cywilną, czyli (zaangażowali się w nią) minister obrony narodowej, premier i prezydent. Wydaje mi się, że lekcja została odrobiona i system dowodzenia wydaje się panować nad sytuacją - mówił gość Piotra Salaka.
Zapytany o możliwość zestrzelenia rakiety przez Wojsko Polskie, były Inspektor Sił Powietrznych wyjaśnił, że nie byłoby to możliwe, ponieważ obiekt zbyt krótko przebywał w naszej przestrzeni powietrznej.
To nie jest takie proste, że strzelamy do wszystkiego, co się rusza - tak po prostu nie wolno. Są określone procedury i one wymagają określonego czasu. Jeżeli ten obiekt jest w naszej przestrzeni kilkanaście sekund, to (...) nigdzie na świecie nie ma takiego systemu, który reaguje w kilkanaście sekund - tłumaczył wojskowy. Zwrócił też uwagę, że procedura otwarcia ognia w czasie pokoju wymaga zgody najwyższych władz kraju.
Gość internetowego Radia RMF24 ostrzegł, że w związku ze zmasowanymi rosyjskimi atakami powietrznymi przeciwko Ukrainie nie można wykluczyć kolejnych takich incydentów w przyszłości.