Mieszkańcy węgierskiego Kolontaru nadal nie mogą wrócić do swoich domów; część z nich mieszka w szkołach i w centrum sportu w mieście Ajka. W sobotę z tej wsi ewakuowano 750 osób z obawy przed kolejną falą czerwonego błota z pękającego zbiornika. Do zamkniętej miejscowości dotarł wysłannik RMF FM Piotr Glinkowski.
Wieś można podzielić na dwie części. Ta, która nie została zniszczona przez katastrofę jest zupełnie wyludniona. Bramy wjazdowe na posesje są pozamykane, a okna zasłonięte roletami. Druga część wygląda koszmarnie. Tam od momentu przyjścia "czerwonego tsunami" czas się zatrzymał. Przed budynkami i w ogrodach stoją rowery, betoniarki, samochody, narzędzia, itp. Mieszkańcy musieli jednak ratować siebie. Zostawili to i wszystko przykryte jest teraz czerwonym szlamem.
30 domów nadaje się do rozbiórki. Są zniszczone. Nie ma w nich okien, drzwi i brakuje ścian. Wszystkie budynki do połowy są czerwone. W miejscu, gdzie kiedyś stały domy, teraz powstaje zbiornik, który ma zatrzymać ewentualną drugą falę. Nie ma takiej możliwości, nie ma żadnej szansy, nie bierzemy pod uwagę takiej możliwości, że druga fala dotrze do wioski. Chcemy ją uratować - mówi jeden z ratowników. Jeśli to się uda, z ulic Kolontaru zniknie wojsko straż i policja, a do domów wrócą setki mieszkańców. Chociażby po to, by sprawdzić, czy cokolwiek ocalało.