Węgierskie władze są przekonane, że pękająca tama zbiornika w zakładach aluminiowych w miejscowości Ajka zostanie przerwana. Robią wszystko, by czerwony szlam po raz drugi nie zalał dwóch miejscowości. W okolicach wsi Kolontar i Devescer trwa budowa gigantycznego zbiornika, który ma pomieścić całą zawartość pękającego basenu, tj. ok. 7 mln ton chemikaliów.
Widok pękającego zbiornika jest przerażający. Niestety widać, że pojawiają się kolejne pęknięcia. Jak mówią ratownicy, tej tamy po prostu nie da się już uratować. Zagrożone zawaleniem są dwie ściany. Zawaleniem grozi ściana północna i zachodnia. Pozostałe dwie są bezpieczne. Ale nikt nie powie, ile się zawali - nie wiemy, czy to będzie 20, 50 czy 150 metrów - mówi Zoltan Illisz z węgierskiego ministerstwa środowiska.
Niestety głównym wrogiem poza czerwonym błotem jest czas. Budowa zbiornika, który ma uchronić Devescer i Kolontar przed kolejną falą chemikaliów, zakończy się najwcześniej za trzy dni. Władze nie chcą nawet się zastanawiać, co będzie, jeśli tama zawali się wcześniej.
Liczba ofiar śmiertelnych wycieku toksycznego czerwonego szlamu wzrosła w piątek do siedmiu. Wtedy w pobliżu miejscowości Devecser odkryto zwłoki dwóch kolejnych osób. Wypadek spowodował też obrażenia u około 120 osób. Kilkaset domostw trzeba było ewakuować. Fala szlamu wtargnęła do domów, porywając wszystko, co było na podwórzach: zwierzęta domowe, drewno na opał, motocykle i samochody.
W następstwie poniedziałkowego wycieku około miliona metrów sześciennych substancji najbardziej ucierpiały właśnie miejscowości Devecser i Kolontar. Władze Węgier zapewniają, że w związku z wyciekiem nie ma ryzyka katastrofy biologicznej w Dunaju. Organizacja ekologiczna Greenpeace ostrzegła jednak przed trwałym zanieczyszczeniem środowiska w miejscu wycieku.