Ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa poinformowała o dramatycznych warunkach, w jakich w obozie w okolicach Penzy w Rosji przetrzymywani są Ukraińcy wywiezieni z Mariupola. Jak podkreśliła, większość uprowadzonych to kobiety i dzieci.
Jak poinformowała Denisowa, obóz składa się z kilku budynków, jest otoczony płotem i strzeżony. Osadzeni tam Ukraińcy nie mogą go opuszczać.
Rzeczniczka podała, że aktualnie w obozie jest ponad 400 obywateli Ukrainy. To głównie kobiety i niemal 150 dzieci w różnym wieku. W najbliższym czasie ma tam trafić kolejna grupa - ok. 150 przymusowo przesiedlonych osób.
Według relacji przekazanej przez Denisową, obywatele Ukrainy przetrzymywani w obozie nie mają odpowiednich ubrań, butów, a nawet bielizny i środków higienicznych. Zostali kilka tygodni temu zabrani z piwnic w Mariupolu, w których się ukrywali, w zimowych ubraniach. Jest też duży problem z żywnością dla dzieci. Ukraińcy nie wiedzą, jaka czeka ich przyszłość i do jakiego regionu Rosji zostaną przesiedleni. Nie mogą kontaktować się z bliskimi ani wrócić na teren Ukrainy.
Oprócz obywateli Ukrainy w obozie są też studenci z Turkmenistanu, którzy ukrywali się w schronach pod akademikiem w Mariupolu, a następnie przedostali się do regionu donieckiego, skąd zostali deportowani. Oni - w przeciwieństwie do Ukraińców - mogą opuszczać teren obozu.
Z informacji uzyskanych przez Denisową wynika, że w okolicach Penzy są też trzy inne obozy, do których trafili przymusowo przesiedleni jeszcze przed wojną mieszkańcy obwodów donieckiego i ługańskiego.
Denisowa poinformowała też o kolejnych przykładach bestialstwa, jakiego Rosjanie dopuszczali się wobec Ukraińców w zajmowanych miejscowościach.
"Po wyzwoleniu miejscowości od rasistowskich okupantów pozostały setki torturowanych, okaleczonych ludzi" - napisała. "W Makarowie w obwodzie kijowskim 89-latkowi obcięto ręce na oczach jego córki. Zmarł w wyniku obrażeń. W Irpieniu, ciężarna 20-latka została zgwałcona przez dwóch rasistów, straciła dziecko" - dodała.