„Ogarnia człowieka takie ciepło od środka i wie, że wykonał kawał dobrej roboty, ciężkiej roboty! (...) Uwierz mi, nie ma nic lepszego” – mówi Seweryn Cyper, wolontariusz Szlachetnej Paczki w rozmowie z Ewą Drzyzgą. Agnieszka Chwierut, również wolontariuszka, mówi z kolei: „To niesamowite, co się czuje, jak się pomaga. (...) Jak coś takiego robimy, to jesteśmy silniejsi”.
Agnieszka Chwierut - wolontariuszka Szlachetnej Paczki. Zawodowo zajmuje się sprzedażą w międzynarodowej korporacji szwajcarsko-fińskiej.
Praca zajmuje mi trochę czasu, ale nie ma żadnego problemu, żeby połączyć pracę z wolontariatem. Uważam, że mamy bardzo dużo czasu i często go marnujemy na robienie niepotrzebnych rzeczy. Pomoglibyśmy większej liczbie osób, gdyby było więcej chętnych do wolontariatu - mówi Agnieszka.
Seweryn Cyper - wolontariusz w Szlachetnej Paczce od 4 lat, a od 3 lat lider, obecnie też specjalista ds. rekrutacji wolontariuszy. Pracuje jako kierowca w hurtowni w Wadowicach oraz w zakładzie pogrzebowym.
Dla mnie jednak nie ma nic lepszego, jak spędzanie czasu z rodziną. Potrafię godzić jedno z drugim. Jeśli ktoś che, to jest w stanie pogodzić wolontariat z własnym życiem prywatnym i zawodowym. I mam na to sztab ludzi, którzy to potwierdzą" - podkreśla Seweryn.
Ewa Drzyzga: Agnieszko, kto ci powiedział, że warto włączyć się w Szlachetną Paczkę?
Agnieszka Chwierut: Moja siostra była wolontariuszką i zapytała mnie, czy spróbuję. Pomyślałam, że przecież zawsze chciałam.
Ale co takiego chciałaś?
Zawsze chciałam pomagać ludziom, tylko nie wiedziałam, jak to zrobić.
Co to jest za uczucie, że chcesz pomagać? Jakbyś je opisała?
Za każdym razem myślę, co zrobić, żeby każdego dnia każdy człowiek miał lepiej. Co ja mogę zrobić? Akurat siostra mówiła o wolontariacie, pomyślałam, że może to będzie fajne.
Sewerynie, a Ty jak sobie wyobrażałeś wolontariat w Szlachetnej Paczce zanim do niej dołączyłeś?
Myślałem, że będę tylko nosił paczki. Dopiero Justyna, ówczesna liderka Paczki z Andrychowa, uświadomiła mnie, jak paczka wygląda i działa. Potrzebowałem dosłownie trzech sekund zastanowienia i powiedziałem, że wchodzę w to całym sobą.
Co cię najbardziej przekonało w jej opowiadaniu?
To, że Paczka dociera rzeczywiście do osób, które potrzebują pomocy. To nie jest tak, że Paczka daje pomoc każdemu. Są wywiady z rodziną, które zawsze przeprowadza dwóch wolontariuszy i wtedy właśnie okazuje się, czy rodzina rzeczywiście potrzebuje pomocy.
Jak rozpoznać faktycznie tych, którzy potrzebują pomocy, od tych, którzy może chcieliby coś zyskać?
Na pierwszy rzut oka ciężko to określić, ale mamy tak skonstruowane arkusze pytań, które w tym pomagają.
Agnieszko, niektórzy myślą, że nie mają wystarczająco siły, żeby zostać wolontariuszami i iść do rodziny, którą trawi dramat, niedostatek. Jak ich przekonać?
Dla mnie to też nie było łatwe. To nie jest łatwe iść do kogoś i patrzeć, jakie ludzie mają trudne warunki życia. Myślę, że nas to uczy takiej pokory dla życia. Poza tym ci ludzie tego potrzebują i często ich życie bardzo się wtedy zmienia.
Czyli jak myślisz sobie nie mam siły, to potem przywołujesz sobie myśl, ale przecież to jest pomaganie?
Tak, to daje nam ogromną siłę. Jak coś takiego robimy, to jesteśmy silniejsi po prostu.
Czyli najpierw nie masz siły, żeby iść, a potem daje ci to energię?
Też się nad tym zastanawiam. Każdą wizytę człowiek przeżywa, ale to są takie pozytywne emocje, które nas jako ludzi zmieniają i myślę, że całe społeczeństwo. Ludzie zgłoszeni do Paczki też tak mówią. Jedna pani, która z nami uczestniczy jako wolontariuszka, opowiedziała swoją historię. Jej ktoś kiedyś pomógł i powiedziała, że ona też chce pomagać.
Wiesz co, kiedy opowiadasz o tym kontakcie z rodziną, to masz łzy w oczach. Dlaczego?
Bo to jest wzruszające.
Ale czy to nie przytłacza?
Nie, bo to jest takie niesamowite. Ci ludzie tego potrzebują. Tak niesamowicie reagują i cieszy ich, że ktoś w ogóle ich zauważył. Oni niczego nie chcą. Chcą tylko, żeby ktoś ich odwiedził i porozmawiał. Jest to na pewno wzruszające, ale to jest niesamowite, co się czuje jak się pomaga.
Czyli teraz płaczesz, ale tak naprawdę to jesteś szczęśliwa?
Tak, jestem bardzo szczęśliwa, że mogę to robić. Z wieloma ludźmi mam kontakt.
Sewerynie, przychodzisz do rodziny, która jest w trudnej sytuacji. Sam jesteś ojcem. I widzisz dzieci, które potrzebują takich najprostszych rzeczy, które dla ciebie nie stanowią żadnego problemu. Jak sobie z tym radzisz?
To są dla mnie najtrudniejsze rodziny, gdy wchodzę i widzę dzieci, proszące w czasie wywiadu o błahe rzeczy. Dla nich to jest cały świat. Dla nas zakupienie zabawki czy czegoś za parę złotych to jest standard życia. Potem, gdy przychodzi Weekend Cudów, przyjeżdżamy z paczką i dziecko otwiera paczki i widzi tę zabawkę. Nie ma lepszej zapłaty, jak łzy podziękowania i wdzięczność drugiego człowieka.
Czyli chcesz mi powiedzieć, że cieszysz się z łez?
To są łzy szczęścia. Ciężko to nazwać, ale nie ma nic lepszego. Ogarnia człowieka takie ciepło od środka i wie, że wykonał kawał dobrej roboty, ciężkiej roboty! Bo wywiady, potem tworzenia opisów, jeżdżenie do tych rodzin dwukrotnie. To jest naprawdę ogrom pracy.
Mówisz, że to jest ciężka praca. Czy nie zniechęcasz w ten sposób?
To jest ciężka praca. Trzeba jechać do rodziny dwa razy, a czasem nawet trzy, ale oddałbym za to po prostu wszystko.
Sewerynie, jesteś liderem i koordynatorem. Jak sprawdzasz predyspozycje ludzi, którzy mają być wolontariuszami?
Na rozmowach zawsze mówię, że jeśli "dasz coś z siebie", to zmienisz temu komuś świat.
Co to w ogóle znaczy "dasz coś z siebie"?
Wystarczy, że poświęcisz drugiemu człowiekowi uwagę, porozmawiasz z nim. Posiedzisz i wypijesz tę herbatę na spotkaniu, które trwa godzinę, dwie. Przyjedziesz na następne spotkanie. A gdy już paczka dotrze, to na święta zadzwonisz z życzeniami i zapytasz, co słychać. To nie jest oczywiście naszym obowiązkiem, ale uwierz mi, że potem ten człowiek całkiem inaczej patrzy na ten świat. Ten świat staje się dla niego bardziej kolorowy.
Powiedz mi, dlaczego tak mało mężczyzn zgłasza się do wolontariatu, jak myślisz?
Jak rozmawiam z mężczyznami, to oni uważają, że wolontariat jest dla kobiet. Są w błędzie, czego ja jestem najlepszym dowodem. Bardzo mnie zaskoczyło, że praktycznie nie ma mężczyzn w tym wolontariacie. Właśnie wszystkich panów zachęcamy do tego. Mężczyźni są bardzo potrzebni. Na dwie grupy szkoleniowe wolontariuszy po 30 osób, było tylko dwóch mężczyzn. Przyjmiemy każdego, kto ma chęć niesienia pomocy, przede wszystkim mądrej pomocy.
Co to znaczy mądra pomoc?
Ta pomoc nie polega na tym, co nam się wydaje, że ktoś ma otrzymać. To jest dać komuś tę iskierkę z samego siebie i potem ta osoba dalej pójdzie sama.
Często się zdarza tak, że po tym jednym weekendzie już nie trzeba więcej pomagać?
Były takie przypadki. Rodzina dostała takiego powera po Paczce, podniosła się i poszła w dobrą stronę. Poradzili sobie i wrócili potem, żeby nam pomagać czy na magazynie, czy jako wolontariusze. Była też taka sytuacja, że rodzina, której pomogliśmy 3 lata temu, została darczyńcami rok temu.
Ale przecież nie zawsze jeden weekend wystarczy?
Bywa też tak, że wracamy do rodzin za rok, bo jednak trzeba dać większą nadzieję, większą pomoc. Nawet nierzeczową, a bardziej psychiczną. Nieraz wystarcza sama rozmowa i ten człowiek idzie do przodu i wierzy, że idzie w dobrym kierunku. Potrzebuje potwierdzenia swoich działań.
Jakbyś sięgnął teraz do swojej komórki, to ile masz tam kontaktów do osób, którym kiedyś pomagałeś jako wolontariusz?
Z czystym sercem około 30 na pewno, z którymi mam kontakt praktycznie do dzisiaj. Nie raz jest to sms od rodziny “co u pana słychać", czy ja piszę "co u was słychać", "czy coś nie potrzeba", czy nawet telefon raz na 2 miesiące 3 wystarczy.
Czy to cię nie męczy? Przyznaj się.
Ani trochę. Chcę tego więcej. Już nie mogę się doczekać Weekendu Cudów, który się zbliża i odwiedzenia rodzin.
Ale wiesz, że to brzmi prawie jak uzależnienie?
Wolę takie niż inne.
Dziękuję za rozmowę.
Zrób dobrą robotę. Dołącz do wolontariatu w Szlachetnej Paczce, wysyłając zgłoszenie na szlachetnapaczka.pl i zmieniaj świat na dobre!