W nocy odbyła się wizja lokalna pod Szczekocinami. Wzięli w niej udział biegli i prokuratorzy. Około godziny 2.30 przeprowadzili eksperyment z udziałem dwóch pociągów. Stało się to dokładnie miesiąc po katastrofie, w której zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych.
Wizja lokalna w miejscu katastrofy trwała kilka godzin. Musiała zostać przeprowadzona w nocy, bo pociągi zderzyły się w ciemnościach, około 21. Chodziło więc o to, aby eksperyment przeprowadzić w warunkach jak najbardziej zbliżonych do momentu katastrofy.
Dwie lokomotywy z dwóch stron po tym samym torze podjechały w pobliże miejsca, gdzie doszło do wypadku. Oczywiście zatrzymały się w bezpiecznej odległości.
Specjaliści i przede wszystkim śledczy próbowali w ten sposób odtworzyć ostatnie chwile przed wypadkiem. To może pozwolić w ustaleniu np. co mogli widzieć maszyniści przed katastrofą. Przed symulacją eksperci sprawdzali też funkcjonowanie urządzeń przy posterunku w Starzynach.
Oprócz śledczych brali w niej też udział członkowie kolejowej komisji zajmującej się wypadkiem.
Według Tomasza Ozimka z częstochowskiej prokuratury podobne eksperymenty miały już miejsce wcześniej, m.in. podczas oględzin miejsca zdarzenia oraz pobliskich posterunków kolejowych. Po raz pierwszy jednak wykorzystano np. przejazdy lokomotyw symulujących ruch pociągów przed katastrofą.
Można domniemywać, że główny podejrzany, czyli dyżurny ruchu w Starzynach, w nocnej wizji lokalnej nie brał udziału. Lekarze kategorycznie nie zgadzają się na przesłuchiwanie dyżurnego ruchu - powiedział naszemu dziennikarzowi Romuald Basiński, rzecznik prokuratury w Częstochowie, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy.
Andrzeja N. ciągle nie przesłuchano, ze względu na stan jego zdrowia. 13 marca sąd skierował go na czterotygodniową obserwację sądowo-psychiatryczną. Andrzej N. jest w jednej z placówek na Śląsku.
Już wcześniej prokuratorzy zdecydowali o postawieniu dyżurnemu zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej. Według śledczych mężczyzna, pełniąc obowiązki dyżurnego ruchu, doprowadził do skierowania jednego z pociągów na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem.
Na posterunku Starzyny krótko przed katastrofą doszło do awarii zwrotnicy. Nasz dziennikarz dotarł do nagrania rozmowy pomiędzy dyżurnym a jego koleżanką z sąsiedniej stacji. Miało z niej wynikać, że oboje wiedzieli, iż w Starzynach nie działa zdalne sterowanie zwrotnicą. Andrzej N. miał przestawić zwrotnicę ręcznie, myśląc, że puścił pociąg prawidłowo.
W tej chwili śledczy dysponują istotnym dowodem - wynikami badań rejestratorów prędkości z rozbitych lokomotyw. Zapisy mogą okazać się kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn wypadku - mogą wykazać na przykład, czy któryś z maszynistów hamował tuż przed zderzeniem. Na razie jednak prokuratorzy nie zdradzają, jakie dane udało się odczytać. Dokument jest tajny.
Wiadomo, że do przesłuchania jest około 400 świadków. Większość z nich - ponad 300 - to pasażerowie. Postaramy się przesłuchać wszystkich, bo każde zeznanie może być ważne - mówi prokurator Romuald Basiński. Ponieważ jednak pasażerowie podróżujący tego dnia pociągami są z różnych regionów Polski niewykluczone, że część przesłuchań przeprowadzona będzie tam, gdzie mieszkają, przez innych prokuratorów lub policję. Rodziny tych, którzy zginęli, oraz wszyscy ranni mają status pokrzywdzonych. Pozostali będą świadkami -mówi prokurator Basiński.
Mija dokładnie miesiąc od katastrofy kolejowej, do której doszło w pobliżu Szczekocin koło Zawiercia. W sobotę, 3 marca wieczorem - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa. W wyniku katastrofy zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych.