Prokuratura w Częstochowie nie ma żadnych dokumentów dotyczących przesłuchania dyżurnego ruchu ze Starzyn zaraz po katastrofie pod Szczekocinami. Z mężczyzną mieli rozmawiać członkowie komisji badającej przyczyny wypadku. Ujawnił to w środę w Sejmie szef tej komisji, ale szczegółów nie zdradził. Prokuratorzy nie wiedzieli dotąd o tym przesłuchaniu.
Na razie śledczy nie wiedzą ani jak wyglądała ta rozmowa, ani co mógł wtedy powiedzieć dyżurny ruchu. Jednak dla śledztwa, a później procesu, to materiał bez większego znaczenia, bo w tym przypadku może liczyć się tylko oficjalne prokuratorskie przesłuchanie. Zaraz po wypadku go nie przeprowadzono, bo - jak usłyszał reporter RMF FM Marcin Buczek od jednego z prokuratorów - dyżurny nie był w stanie po wypadku logicznie odpowiadać na stawiane mu pytania. Potwierdzili to później biegli, którzy zasugerowali obserwację psychiatryczną.
Teraz prokuratorzy będą chcieli wyjaśnień od przedstawicieli komisji. Niewykluczone, że poproszą też o dokumenty. Spotkanie zaplanowano za kilka dni.
We wtorek sąd w Częstochowie zdecydował o miesięcznej obserwacji psychiatrycznej dyżurnego ze Starzyn. Mężczyzna ma spędzić cztery tygodnie na specjalnym, zamkniętym oddziale. To nie wyklucza jednak postawienia mu zarzutu - pod warunkiem, że jego stan zdrowia pozwoli na wcześniejsze przesłuchanie go. Prokuratorzy chcą postawić mu zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej.
Posterunek w Starzynach, na którym pracował mężczyzna, to kluczowe miejsce w wyjaśnianiu katastrofy kolejowej w Szczekocinach. Po przejechaniu przez właśnie ten punkt kontrolny jeden z pociągów wjechał na niewłaściwy tor, co doprowadziło do zderzenia. Dyżurny ruchu w Starzynach miał wiedzieć o awarii zwrotnicy i semafora na torze pod Szczekocinami - problemy pojawiły się kilka minut przed katastrofą.