"To będzie potwornie trudne i bolesne. Moja mama się na to nie zdecyduje" - tak o odsłuchiwaniu nagrań z czarnych skrzynek tupolewa przez rodziny ofiar mówi Justyna Kazana, córka szefa Protokołu Dyplomatycznego MSZ, który zginął pod Smoleńskiem. Prokurator generalny potwierdził, że Rosjanie wytypowali 21 osób, które mają identyfikować głosy z czarnych skrzynek, i zadeklarował, że odbędzie się to "bezboleśnie". "Jak ma wyglądać 'bezbolesne' wysłuchanie głosu mojego taty?" - pyta w rozmowie z RMF FM Justyna Kazana. "Mam jedynie nadzieję, że prokuratura nie każe rodzinom odsłuchiwać ostatnich chwil lotu" - dodaje.
Mariusz Piekarski: Czy dostała pani wezwanie z prokuratury, czy też prośbę ze strony prokuratury, aby przyjść i odsłuchać nagrania z samolotu?
Justyna Kazana, córka Mariusza Kazany: Nie, nie dostałam. Nie wiem, czy jestem jedną z tych 21 rodzin, które mają odsłuchiwać nagrania. Dzisiaj mój pełnomocnik próbował uzyskać z prokuratury jakąkolwiek informację i niestety żadnej nie otrzymał - tak naprawdę z powodu nieobecności prokuratorów w dniu dzisiejszym.
Można założyć, że może być pani jedną z tych 21 osób, skoro są głosy do rozpoznania i były pewne wątpliwości w sprawie pani taty. Czy pani w ogóle chce poddać się tej procedurze?
Spodziewamy się wezwania. Z tego, co zrozumiałam z wypowiedzi pana Seremeta, prawdopodobnie wyznaczono konkretne osoby z rodzin. Nie ukrywam, że bardziej spodziewamy się wezwania do odsłuchiwania nagrań mojej mamy niż mnie.
Podobno rodziny nie mają prawa odmówić wysłuchania. Powiem szczerze, że moja mama na pewno się na to nie zdecyduje - mimo że nie można odmówić. Będzie to dla niej potwornie trudne. Dla mnie oczywiście również. Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądało. Po prostu nie wiem, jak coś takiego przeżyć.
Prokurator generalny Andrzej Seremet deklaruje, że odbędzie się to "bezboleśnie" - jeśli dobrze cytuję. Zastanawiam się, jak możliwe jest "bezbolesne" odsłuchanie głosu swoich najbliższych, którzy nie żyją.
O to samo chciałabym go zapytać. I chciałabym też zapytać, czy ta procedura "bezbolesnego odsłuchiwania" została już wdrożona, ponieważ jeśli panu prokuratorowi wydaje się, że nie sprawia bólu rodzinom poprzez to, co mówi w tej chwili w mediach, to się niestety myli. Ja od jego ostatniej wypowiedzi jestem po prostu przerażona, ponieważ dowiedziałam się, że jest tak dużo rodzin, które mają odsłuchiwać nagrania, że konkretne osoby zostały wytypowanie do odsłuchania.
Przepraszam, ale również chciałabym zadać pytanie: jak ma wyglądać "bezbolesne" wysłuchanie głosu mojego taty, który zginął już ponad trzy lata temu, w sytuacji, w której ja w tej chwili nie jestem w stanie włączyć żadnego filmu wspomnieniowego, w którym mogłabym go zobaczyć, a co dopiero gdybym mogła go usłyszeć. Jestem w stanie spojrzeć na zdjęcia, które stoją w domu, niekoniecznie oglądać jeszcze albumy z naszymi różnymi wspomnieniami. Nie mówiąc już o odsłuchiwaniu jakiegokolwiek głosu... Po prostu jest to niewyobrażalna trudność, ból i nie bardzo wiem, jak można tutaj sprawić, żeby ból był mniejszy. Odsłuchanie głosu to jest odsłuchanie głosu.
Mam nadzieję, że jedyna rzecz, jaką prokuratura będzie w stanie zrobić, to że nie będzie kazała rodzinom, przede wszystkim załogi, odsłuchiwać do ostatnich chwil. To jest moja jedyna nadzieja i może prokuratorowi Seremetowi o to właśnie chodziło.
Ale chyba jednak samego odsłuchania głosu nie da się uniknąć, jeśli chodzi o identyfikację, prawda?
Ja w ogóle zastanawiam się, jaki jest tego cel, ponieważ - jak rozumiem - już dwa instytuty, a nawet trzy, bo w Rosji też był jakiś, otrzymały próbki głosów, które zostały zbadane, nałożone na wypowiedzi różnych osób z czarnych skrzynek. Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób nagle rodziny będą mogły to odsłuchać. W mediach te nagrania zostały już puszczone, wszyscy słyszeliśmy, jak to wygląda: jest to olbrzymi szum i odsłuchanie czegokolwiek jest bardzo trudne. Myślę, że zidentyfikowanie jakiegokolwiek głosu może być wręcz niemożliwe. Czemu ma to wszystko służyć, jeżeli specjalne instytuty przeprowadziły bardzo dokładne badania, które trwały bardzo długo, gdzie nakładano głosy na siebie, żeby można było zidentyfikować osobę, i nagle okazuje się, że rodziny będą w stanie zidentyfikować głosy bez problemu?! Nie bardzo rozumiem, czego Rosjanie od nas oczekują.
Pani mama nie będzie miała w sobie tyle siły, żeby przez to przejść?
Na pewno nie. Nie ma po prostu takiej możliwości.
A pani?
Jeżeli będzie taka potrzeba, to na pewno. Jeżeli zostaniemy do tego tak naprawdę zmuszone, na pewno będę chciała wyręczyć mamę - będę chciała pójść i dokonać odsłuchania tych taśm. Ale już od wczoraj, od kiedy jest o tym bardzo głośno, jestem przerażona i bardzo się tego boję. Czekam na to, czy otrzymamy to wezwanie, czekam na jakąkolwiek informację po prostu, ponieważ też trzeba by zwrócić uwagę panu prokuratorowi Seremetowi, że jednak nie tędy droga do nieprzysparzania rodzinom bólu, nie przez mówienie o tym publicznie, zanim rodziny zostały o tym poinformowane. Na razie mówię o tym jako rodzina spoza, ponieważ nikt mnie o niczym nie poinformował. Możliwe, że w ogóle nie będę odsłuchiwała. Ale - tak jak pan mówi - jest to bardziej prawdopodobne niż mniej, że my również będziemy odsłuchiwały te taśmy, któraś z nas - ja albo mama.
Dla mnie wczorajsza wypowiedź pana Seremeta była bardzo trudna i bardzo bolesna i żałuję, że prokuratorzy najpierw jednak nie poinformowali rodzin o tym, jak to będzie wyglądało. Dowiadujemy się - jak o wszystkim po kolei - z mediów.
Pani Justyno, jeszcze o jedną rzecz bolesną chciałbym zapytać. Czy pani była albo planuje jechać do Mińska Mazowieckiego, żeby sprawdzić, czy w tym "ostatnim pakiecie rzeczy przywiezionych ze Smoleńska" nie ma jednak czegoś, co należy do pani ojca? Jak wiemy, w grudniu przyjechały jeszcze ze Smoleńska rzeczy znalezione we wraku.
Byłam na identyfikacji tych rzeczy w czwartek, wraz z mamą, i niestety nie znalazłyśmy nic, co należałoby do mojego taty.
To może dobrze, bo to mniejszy ból?
To źle. Każdą rzecz pozostałą po katastrofie traktujemy jak relikwię. Tak że wolałybyśmy coś znaleźć. Ogromny ból sprawiało samo pojechanie tam i identyfikowanie tych rzeczy. Myślę, że właśnie znalezienie czegoś byłoby... nie mogę użyć słowa "radość", ale bardzo zależy nam na znalezieniu wszystkich rzeczy, które tata miał na sobie, przy sobie i ze sobą tego dnia.
A jak pani ocenia sam fakt, że po trzech latach od 10 kwietnia rodziny znowu muszą jechać i identyfikować to, co przywieziono? Że po trzech latach okazuje się, że były tam jeszcze jakieś rzeczy?
Chętnie zadałabym prokuraturze pytanie, jak został zbadany wrak, ponieważ do dzisiaj byłam przekonana, że wrak samolotu został bardzo wnikliwie zbadany - tak jak nas zapewniano. Jednak po tej identyfikacji dochodzę do wniosku, że wrak absolutnie nie został zbadany, bo jak w inny sposób wytłumaczyć odnalezienie, właśnie po prawie trzech latach od katastrofy, rzeczy osobistych naszych bliskich? Nie chciałabym za bardzo mówić o szczegółach, jakie to są rzeczy, ponieważ jest to bardzo bolesne dla wszystkich rodzin. Po prostu nie chciałabym nikogo urazić i przysparzać bólu. Natomiast mogę powiedzieć, że są to przedmioty, które trudno byłoby przeoczyć przy badaniu wraku ze względu po prostu na ich wielkość. Jeżeli ktoś ma wątpliwość, czy to są faktycznie rzeczy ofiar, to mogę powiedzieć, że wiem, że w czwartek kilka rodzin zidentyfikowało rzeczy swoich bliskich.
I nie są to tylko drobiazgi, prawda?
Tak, dokładnie. Są to naprawdę duże przedmioty, które byłoby bardzo trudno przeoczyć, badając wrak wnikliwie, bardzo dokładnie i w szczegółach. Jest to oczywiście dla nas bardzo trudne i bardzo bolesne, bo to już trzecia identyfikacja rzeczy. Może zadajmy pytanie: ile jeszcze nas czeka? Mam nadzieję, że tylko rzeczy znajdziemy jeszcze pod Smoleńskiem...