Stany Zjednoczone zaatakowały w piątek nad ranem bazę lotniczą syryjskich wojsk rządowych w pobliżu miasta Hims w Syrii: z dwóch amerykańskich niszczycieli na Morzu Śródziemnym wystrzelonych zostało 59 pocisków manewrujących Tomahawk. Był to zarządzony przez prezydenta Donalda Trumpa odwet za dokonany z tej bazy trzy dni wcześniej atak bronią chemiczną na miasto Chan Szajchun w prowincji Idlib. Użyty gaz zabił tam 86 ludzi, w tym 30 dzieci. Dokładna liczba ofiar amerykańskiego ataku nie jest jeszcze znana. Komentując tę operację, rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew napisał o "całkowicie zrujnowanych relacjach" i stwierdził, że to działanie "na krawędzi starć zbrojnych z Rosją". Waszyngton tymczasem zagroził kolejnymi działaniami militarnymi w Syrii.
Zarządzając ostrzelanie pociskami manewrującymi syryjskiej bazy lotniczej prezydent USA Donald Trump pokazał, że ma zamiar walczyć z władzami Syrii na krawędzi starć zbrojnych z Rosją - w takim zdecydowanym tonie amerykańskie uderzenie na bazę Al-Szajrat skomentował rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew.
"Wbrew propagowanej tezie o wspólnej walce z głównym wrogiem - Państwem Islamskim - administracja Trumpa pokazała, że będzie zawzięcie prowadzić walkę z legalnym rządem Syrii" - napisał Miedwiediew na Facebooku.
Jak zaznaczył, amerykańskie działania prowadzone są "w ostrej sprzeczności z normami prawa międzynarodowego, bez zgody ONZ. Z naruszeniem stosownych procedur, przewidujących konieczność zawiadomienia Kongresu o operacji zbrojnej, która nie jest związana z atakiem na USA. Na krawędzi starć zbrojnych z Rosją".
Dalej Miedwiediew pisał o "absolutnym braku zaufania" i "całkowicie teraz zrujnowanych relacjach", co - jak stwierdził - jest "dobrą wiadomością dla terrorystów".
Przypomnijmy w tym miejscu, że wkrótce po ataku na Al-Szajrat rzecznik Pentagonu komandor Jeff Davis podkreślał, że Rosja została uprzedzona o operacji, a przy jej planowaniu zadbano o zminimalizowanie ryzyka dla rosyjskiego lub syryjskiego personelu w bazie.
Kilkanaście godzin później ambasador USA przy ONZ zagroziła kolejnymi działaniami militarnymi w Syrii. "Stany Zjednoczone podjęły poprzedniej nocy bardzo umiarkowaną decyzję. Jesteśmy przygotowani, by zrobić więcej, ale mamy nadzieję, że nie będzie to konieczne" - oświadczyła Nikki Haley podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Uzbrojona w pociski manewrujące rosyjska fregata rakietowa Admirał Grigorowicz przeszła w piątek z Morza Czarnego na Morze Śródziemne i płynie do portu Tartus w Syrii - poinformowała agencja TASS, powołując się na przedstawiciela władz w Moskwie.
Według rozmówcy agencji, fregatę skierowano do Syrii po wspólnych ćwiczeniach z okrętami tureckimi na Morzu Czarnym. To, jak długo Admirał Grigorowicz pozostanie na wodach syryjskich, "zależy od sytuacji, ale w każdym przypadku potrwa (to) ponad miesiąc".
Amerykańska telewizja Fox News podała z kolei, że według uzyskanych przez nią informacji Admirał Grigorowicz zmierza do akwenu, z którego amerykańskie niszczyciele wystrzeliły na syryjską bazę lotniczą 59 tomahawków.
Mający około 4 tysięcy ton wyporności Admirał Grigorowicz uzbrojony jest m.in. w pociski manewrujące Kalibr-NK do rażenia celów morskich i lądowych.