Ze łzami w oczach do Polski wrócili pływacy, którzy przez błąd w zgłoszeniu przesłanym przez Polski Związek Pływacki nie mogą wziąć udziału w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Sportowców zawrócono do kraju. Teraz oskarżają związek o błędy i brak poszukiwania porozumienia ze Światową Federacją Pływacką.
W wyniku nieprawidłowości formalnych w zgłoszeniach do olimpijskiego startu w Tokio nie mogą wystartować: Jan Hołub, Aleksandra Polańska, Dominika Kossakowska, Alicja Tchórz, Bartosz Piszczorowicz i Mateusz Chowaniec. Wczoraj podano oficjalną informację o usunięciu ich z ekipy biało-czerwonych. Dziś cała szóstka przyleciała do Warszawy.
Pływacy nie wykluczają wejścia na drogę sądową. Zrobimy wszystko, żeby to wyjaśnić i żeby ta instytucja zaczęła funkcjonować jak powinna. Musimy to "rozwalić" i przełamać passę złych zgłoszeń, wyjazdów. To nie jest pierwsza sytuacja, to dzieje się od lat - mówiła po przylocie Dominika Kossakowska.
Polski Związek Pływacki odpiera zarzuty i w oświadczeniu twierdzi, że wina leży także po stronie światowej federacji. Nie zmienia to faktu, że do kraju bez udziału w zawodach wróciło sześcioro pływaków. Dla mnie to nie jest wytłumaczalne. Mnie nie usatysfakcjonuje żadna odpowiedź, kto to zrobił i dlaczego to zrobił. Nikt mi nie odda tego, żebym tam była, żebym mogła wystartować - mówiła łamiącym się głosem Kossakowska.
Sytuacja jest dość przykra. Mówiąc wprost, trochę zostaliśmy oszukani przez nasz związek. Zachował się nieprofesjonalnie. Z tego co wiem, nie ma w tym momencie w naszym związku nikogo, kto zajmuje się regułami i tak dalej. Była taka osoba - pan Jerzy Kowalski. On został zwolniony, nie do końca wiadomo dlaczego. On był zorientowany, a teraz takiej osoby nie ma, no i z tego rodzą się takie sytuacje - powiedział 25-letni Jan Hołub dziennikarzom na warszawskim lotnisku.
Związek wysyłał do FINA zapytania dotyczące naszej sytuacji - czy możemy wystartować, czy nie. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, więc z tego punktu widzenia jest w tym też trochę winy FINA. Związek, zarząd, prezes zdecydowali, że wyślą nas większej liczbie do Japonii i wyszło tak jak wyszło - relacjonował.
Próba interwencji Polskiego Komitetu Olimpijskiego w MKOl, Komitecie Organizacyjnym igrzysk oraz Międzynarodowej Federacji Pływackiej (FINA) okazały się nieskuteczne. Japońscy organizatorzy oraz FINA nie zgodzili się, by wobec błędnej interpretacji przepisów kwalifikacyjnych przez Polski Związek Pływacki i zgłoszenia zawodników z wypełnionym jedynie minimum B dokonać zmian na listach startowych.
Hołub uważa, że pismo, które zostało w międzyczasie skierowano do FINA, było napisane roszczeniowym językiem, a sformułowanie go w innym tonie mogło przynieść lepszy efekt.
Nie widziałem tego pisma, ale wiem, w jakim tonie zostało napisane. Związek nie uderzył się w pierś, raczej przyjął postawę, że "to nie my popełniliśmy błędy, tylko wy". FINA oczywiście się wkurzyła, odpisała, że nie ma takiej możliwości. Potem był ruszony PKOl, MKOl, pozwolono nam wymienić tych zawodników. Ja byłem na liście oficjalnie dopuszczonych do startu, ale wiadomo, że to jest sport i trzeba sobie jasno powiedzieć, że są ważni i ważniejsi. Bez Janka Kozakiewicza nasza najlepsza sztafeta - 4x100 st. zmiennym - nie miałaby czego szukać - tłumaczył Hołub.
Przyznał, że jest mu przykro z powodu tej sytuacji, ale "to nie jest koniec świata". W najbliższych dniach zamierza odpocząć, a potem wrócić do treningów.
Nie ukrywał także, że nie ma już zaufania do Polskiego Związku Pływackiego.
Tak jest już od lat, praktycznie co roku dzieje się coś, co podkopuje zaufanie... w zasadzie zaufania nie ma już od dawna. Może to będzie kropla, która przeleje czarę goryczy i w końcu uda nam się coś zmienić. Pan prezes wydał dziś oświadczenie. Przeprosił, uderzył się w pierś... Fajnie, ale chyba troszeczkę za późno. Moim zdaniem czas na zmiany - zaznaczył.
Już po powrocie do kraju obszerny wpis w mediach społecznościowych zamieściła Alicja Tchórz.
"Przez błędną interpretację przepisów ja i 5 innych osób: Kossakowska, Polańska, Chowaniec, Hołub, Piszczorowicz właśnie wysiadamy na Okęciu w Warszawie, wchodząc nawet do wioski olimpijskiej. Materiał na prawdziwy triller!" - zauważyła.
Zwróciła uwagę, że po kilku latach katorżniczej pracy na 6 dni przed wielkim finałem okazuje się, że przez niekompetencję osób ona i koledzy zostali odarci z marzeń. "Ciężko zebrać myśli, a na spakowanie walizki zostało kilka godzin" - wspomniała.
Podkreśliła, że jest w kadrze narodowej od 2009 roku i przez ten czas zobaczyła i doświadczyła tyle zła, dwulicowości, że jest jej niedobrze.
"Po tych 12 latach jestem wykończona fizycznie i psychicznie. Wszyscy czekali przebierając nogami "Co Tchórz napisze? Pewnie im pojedzie!". Mogę powiedzieć tylko - A NIE MÓWIŁAM? Od 2015 powtarzam, że w PZP dzieje się bardzo źle. Jestem krytykowana, nazywają mnie aferzystką, a już najlepsze są słowa, że robię to dla kasy... Od 6 lat tłumaczę, jak to powinno wyglądać, że PZP to firma, w której muszą pracować specjaliści. Każdy powinien zajmować się swoją działką. A u nas po tym, jak wbiłam szpilkę odnośnie mediów społecznościowych posty na FB wstawia Prezes... Nie chodzi o to, by jeden człowiek robił za 10, bo zawsze coś umknie, czegoś się nie doczyta" - zaznaczyła jedna z bardziej doświadczonych w reprezentacji pływaczek.
W dalszej części wpisu wymieniła listę niektórych zaniedbań ze strony władz PZP.
"To tragedia! Najbardziej skrzywdzeni są tutaj zawsze zawodnicy (traktowani trochę jak mięso armatnie), a wobec władz nie wyciągane są żadne konsekwencje" - podkreśliła Tchórz.
Po ostatecznej decyzji ws. sześciorga pływaków polska reprezentacja na rozpoczynające się 23 lipca igrzyska w Tokio liczy 211 sportowców, w tym 17 pływaków.