Kilkadziesiąt tysięcy osób bierze udział w demonstracji w centrum Londynu. Uczestnicy protestu domagają się, by uzgodnione z Unią Europejską porozumienie w sprawie warunków brexitu poddać pod głosowanie w referendum.
Uczestnicy marszu, który zaczął się w południe na Park Lane, alei przebiegającej koło Hyde Parku, zmierzają w stronę Pałacu Westminsterskiego, siedziby brytyjskiego parlamentu.
Jak przekonują organizatorzy z kampanii "People's Vote", chcą oni sprawdzić, czy Brytyjczycy są zadowoleni z warunków porozumienia uzgodnionego w czwartek przez rząd Borisa Johnsona.
Równolegle w Manchesterze odbywa się demonstracja zwolenników brexitu pod hasłem "Marsz dla demokracji".
W przeprowadzonym w czerwcu 2016 roku referendum zwolennicy wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE wygrali stosunkiem 52 proc. do 48 proc.
Była brytyjska premier Theresa May, po raz pierwszy zabierając głos w Izbie Gmin od czasu ustąpienia ze stanowiska w lipcu, zdecydowanie poparła porozumienie z Unią Europejską wynegocjowane przez jej następcę Borisa Johnsona.
May mówiła o tym, że ma poczucie pewnego deja vu, apelując ponownie o poparcie umowy z UE i przekonując posłów, jak ważne jest to głosowanie. Apelowała do deputowanych, że "na pierwszym miejscu powinny znaleźć się interesy kraju" i powinni oni poprzeć porozumienie wynegocjowane przez Johnsona.
Była brytyjska premier kategorycznie opowiedziała się przeciw nowemu referendum w sprawie brexitu. Tłumaczyła, że nie można powtarzać głosowania "dlatego, że ludziom po prostu nie podobają się wyniki pierwszego". Głosowanie za porozumieniem jest jedynym sposobem na uniknięcie brexitu bez porozumienia - mówiła.
Wersja umowy, którą wynegocjował jej rząd, została trzykrotnie odrzucona przez Izbę Gmin, co w konsekwencji skłoniło May do rezygnacji. Porozumienie Borisa Johnsona jest bardzo podobne, ale usunięty z niego został jeden kluczowy element - tzw. irlandzki backstop, który według krytyków groził tym, że Wielka Brytania na stałe zostanie związana unijnymi regulacjami celnymi.