W żywym łańcuchu przeciw przemocy stanęło wieczorem kilkuset lekarzy, pielęgniarek i studentów uniwersytetu medycznego w Mińsku. "Mamy już dość, trzeba skończyć z biciem ludzi" – mówili medycy. Przy stacji metra Uruczcza OMON rozpędził kolejny protest po niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi.
Medycy w białych fartuchach i trzymając w rękach kwiaty utworzyli szpaler przed budynkiem uniwersytetu medycznego na ulicy Dzierżyńskiego. Przyjechał do nich minister zdrowia Białorusi Uładzimir Karanik. Najpierw, jak mówili PAP, próbował ich namówić, by weszli z nim porozmawiać do budynku. Ostatecznie oświadczył w mediach, że to przykre, iż lekarze dali się wciągnąć w "wyreżyserowaną akcję".