Nawet pięć lat więzienia grozi Marianowi Banasiowi - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Zdaniem śledczych Banaś złożył fałszywe oświadczenie majątkowe. Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo w tej sprawie. Decyzja zapadła po analizie zawiadomienia, które trafiło do śledczych z Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ale także z Ministerstwa Finansów i od posłów Platformy Obywatelskiej.
Chodzi o składanie przez Mariana Banasia fałszywych oświadczeń majątkowych, w których - zdaniem śledczych - Banaś podawał nieprawdę o swym stanie majątkowym, a także o dochodach osiąganych w związku z wynajmem nieruchomości.
Dodatkowo prokuratura podejrzewa, że szef NIK składał nieprawdziwe zeznania podatkowe, czyli fałszował PIT-y w nieustalonej dotąd kwocie.
Podstawą śledztwa jest art. 14 ustawy antykorupcyjnej - za złożenie fałszywego oświadczenia majątkowego grozi 5 lat więzienia. Oprócz tego śledczy powołują się na przepisy Kodeksu karnego skarbowego - tam Banasiowi może grozić wysoka grzywna.
Marian Banaś zamierza trwać na stanowisku. Dzisiejsze wszczęcie przez białostocką prokuraturę śledztwa w sprawie jego majątku na razie nie przekonuje szefa NIK do ustąpienia. Jak usłyszał reporter RMF FM Krzysztof Berenda od najbliższych współpracowników Banasia, na prezesie Najwyższej Izby Kontroli nie robi to większego wrażenia. Według nich szef NIK traktuje to jak polityczną presję, która tylko zachęca go do pozostania na stanowisku.
Najpierw o możliwych nieprawidłowościach dotyczących jego majątku informowały media niezwiązane z władzą. Teraz dołączyły także i te przychylne PiS. Banaś poczuł się zdradzony przez kolegów. Dlatego nie ma zamiaru ustępować.
Jedyne co teraz skłoniłoby Banasia do odejścia, to mocniejsze uderzenie w jego dzieci - usłyszał w NIK-u Krzysztof Berenda. Wczoraj z pracy w Pekao SA wyrzucony został syn Banasia - Jakub.
To dobrze, że prokuratura i ewentualnie niezawisły sąd zajmą się sprawą moich oświadczeń majątkowych i skrupulatnie wyjaśnią wszystkie wątpliwości - poinformował w piątek w kolejnym oświadczeniu prezes NIK Marian Banaś. Dodał, że kategorycznie zaprzecza zarzutom, że zatajał swój stan majątkowy i ma nieudokumentowane źródła dochodów.
Szef NIK zadeklarował, że jest gotowy do składania wszelkich wyjaśnień i ze spokojem czeka na finał sprawy. Prezes NIK odniósł się do informacji CBA o skierowaniu do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa. Zawiadomienie jest wynikiem kontroli oświadczeń majątkowych Mariana Banasia prowadzonej przez Biuro.
Nic z tego nie jest prawdą, każdy z tych zarzutów to kłamstwo - takie oświadczenie Marian Banaś wydał w piątek na posiedzeniu sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej. Wcześniej przez blisko 2,5 godziny posłowie opozycji próbowali zadawać Banasiowi pytania. Prezes NIK jednak nie odpowiadał na nie.
Jak dodał, przeciwko autorom zniesławień podjął i będzie podejmował kroki prawne. Zaznaczył też, że ze spokojem oczekuje zakończenia procedur podjętych przez urzędy państwowe w sprawie jego oświadczeń majątkowych.
W swoim oświadczeniu Banaś przedstawiał historię dzierżawy i sprzedaży kamienicy przy ul. Krasickiego w Krakowie. Według szefa NIK do 2004 r. kamienica została wyremontowana i przeznaczona na akademik, który prowadził jego syn, a następnie na działalność hotelowo-turystyczną. W związku ze zmianą planów zawodowych mojego syna przez ogłoszenie znalazłem nowego dzierżawcę - nie budził żadnych obaw, był osobą niekaraną i zainteresowaną odkupieniem ode mnie kamienicy, na czym także mi szczególnie zależało - mówił.
Banaś poinformował, że 19 marca 2014 r. podpisał dwie umowy - jedną na 10-letnią dzierżawę kamienicy z ustalonym na 4000 zł czynszem i zostawieniem po stronie dzierżawcy kosztów związanych z utrzymaniem nieruchomości oraz drugą umowę dotyczącą "przyrzeczenia sprzedaży kamienicy". W dniu podpisania umowy nie pełniłem żadnych funkcji rządowych - mówił.
Szef NIK poinformował, że 19 grudnia 2015 r., 30 dni od objęcia funkcji wiceszefa MF zawarł notarialną, przedwstępną umowę sprzedaży kamienicy na rzecz dzierżawcy. Dzierżawca zobowiązał się do wpłacenia mi zadatku i zaliczek na poczet kupna kamienicy. W przypadku, gdyby zrezygnował z zakupu zadatek nie podlegał zwrotowi, ale jego wysokość kompensowała dotychczas pobierany czynsz - powiedział Banaś.
Sugerowanie, że w ten sposób próbowałem dokonać optymalizacji podatkowej jest bezpodstawnym i zniesławiającym kłamstwem - dodał.
Banaś informował, że w marcu 2018 r. dzierżawca poinformował go, że będzie musiał zrezygnować z kupna kamienicy, gdyż nie zdołał uzyskać kredytu, a w grudniu 2018 r. w obecności notariusza zdążyli złożyć wspólne oświadczenie o zamknięciu wzajemnych rozliczeń.
17 sierpnia 2019 r., po 1,5-roku poszukiwania kupca sprzedałem kamienicę wyspecjalizowanej firmie zajmującej się rewitalizacją takich obiektów, firma nie ma żadnych związków z poprzednim dzierżawcą - mówił szef NIK.Banaś mówił przed komisją, że nie miał żadnych sygnałów o nieprawidłowościach w kamienicy. Przez cały okres dzierżawy nie otrzymałem żadnych, podkreślam - żadnych sygnałów o jakichkolwiek nieprawidłowościach w kamienicy, ani od sąsiadów, ani od policji i ze strony straży miejskiej - powiedział prezes NIK.Banaś dodawał, że w Krakowie jest dużo hoteli na godziny, w których można odpocząć, np. w czasie podróży.
W czwartek szefostwo PiS - Jarosław Kaczyński i wiceprezes partii Mariusz Kamiński - spotkało się z prezesem NIK Marianem Banasiem. Politycy wyrazili oczekiwanie, że szef NIK poda się do dymisji. Najwyższa Izba Kontroli jest organem niezależnym, zatem Marian Banaś nie musi spełnić oczekiwań partii.
We wrześniu TVN w programie "Superwizjer" podał, że Marian Banaś wpisał do oświadczenia majątkowego m.in. kamienicę w Krakowie, gdzie mieścił się pensjonat oferujący pokoje na godziny, i że wynajem kamienicy o powierzchni 400 mkw. i dwóch mniejszych, miał przynosić rocznie 65,7 tys. zł dochodu. Według "Superwizjera", Banaś zaniżył w oświadczeniach dochody z wynajmu kamienicy w Krakowie, mowa była także o powiązaniach ze stręczycielami.
Pod koniec września Banaś udał się na bezpłatny urlop do czasu zakończenia postępowania kontrolnego CBA w sprawie jego oświadczeń majątkowych. Szef NIK oświadczył też wówczas, że nie zarządzał pokazanym w materiale "Superwizjera" hotelem, obecnie nie jest właścicielem nieruchomości, a materiał TVN odbiera "jako próbę manipulacji, szkalowania i podważania dobrego imienia". Pozwał TVN SA i autora materiału Bertolda Kittela, żądając przeprosin, sprostowania i wpłaty na cel społeczny.