Władze samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej na wschodniej Ukrainie wyraziły gotowość przekazania międzynarodowym ekspertom czarnych skrzynek zestrzelonego malezyjskiego Boeinga 777. Takie oświadczenie złożył w Doniecku tzw. premier DRL Aleksandr Borodaj. Równocześnie wykluczył możliwość oddania rejestratorów władzom w Kijowie, przeciwko którym walczą kierowani przez niego separatyści. W katastrofie zestrzelonej nad wschodnią Ukrainą maszyny zginęło 298 osób.
Nieco wcześniej rebelianci poinformowali, że znaleźli przedmioty, które mogą być elementami czarnych skrzynek malezyjskiego boeinga. Jak podano, części zostały przewiezione do Doniecka i są "pod kontrolą" separatystów.
Władze w Kijowie z kolei już wczoraj informowały, że czarne skrzynki są w rękach rebeliantów. Ci z kolei zapowiadali, że przekażą je Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu (MAK) w Moskwie.
Strona ukraińska alarmowała dziś, że ekipy ratownicze wciąż mają problemy z zabezpieczeniem miejsca katastrofy. Państwowa Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy poinformowała, że dotarła dotąd do zwłok 196 osób. To zaledwie dziesięć ciał więcej niż wczoraj. Poszukiwania utrudnia obecność uzbrojonych separatystów, którzy przeszkadzają w pracy jednostek ratowniczych - oświadczyła Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych.
W miejscu katastrofy pracuje prawie 400 ratowników. Przeszukują oni teren o powierzchni 34 kilometrów kwadratowych, na którym spadła większość fragmentów zestrzelonego samolotu.
Samolot Malaysia Airlines, który leciał z Amsterdamu do Kuala Lumpur, został zestrzelony w czwartek najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze, odpaloną z terytorium znajdującego się pod kontrolą antyukraińskich bojowników. Boeing 777 spadł w okolicach miejscowości Sniżne, na wschód od miast Szachtarsk i Torez w obwodzie donieckim.