Inicjatorem powietrznej interwencji zbrojnej przeciwko reżimowi Kadafiego jest prezydent Sarkozy. To on pierwszy uznał opozycyjną radę libijską za oficjalnego rozmówcę, przeforsował w ONZ rezolucje umożliwiającą operację zbrojną - francuskie samoloty jako pierwsze zbombardowały oddziały Kadafiego.
Francja ostro sprzeciwiała się wojnie w Iraku. Teraz Sarkozy stał się bardziej aktywny w działaniach przeciwko reżimowi w Trypolisie, przede wszystkim ze względów politycznych. Właśnie dzisiaj odbywają się we Francji wybory do rad departamentalnych, za rok wybory prezydenckie, a Sarkozy bił dotąd rekordy braku popularności w sondażach. Był m.in. Bardzo ostro krytykowany za to, że za późno poparł społeczne protesty i demokratyczne przemiany w Tunezji i Egipcie. Nie mówiąc już o tym, że szefowa paryskiej dyplomacji pomagała swojej rodzinie ubijać interesy z upadającym tunezyjskim reżimem. To wywołało skandal i zmusiło Sarkozy'ego do przeprowadzenia zmian w rządzie.
Nicolas Sarkozy ma nadzieję, że dzięki interwencji przeciwko Kadafiemu Francja odzyska pierwszoplanowe miejsce na scenie międzynarodowej, a on sam miano odważnego obrońcy praw człowieka.
Mówi się, że to również - w pewnym sensie - prywatny pojedynek Sarkozy'ego z Kadafim. Francuski prezydent nie może wybaczyć libijskiemu dyktatorowi, że ten ostatni "wystrychnął go na dudka". Kadafi obiecywał, że dzięki wsparciu Francji, Libia powróci do grona praworządnych krajów i obiecywał, że kupi za 10 miliardów euro nowoczesne francuskie samoloty bojowe "Rafale".
Francuski prezydent przyjął go więc kilka lat temu w Paryżu z nadzwyczajnymi honorami. Kadafi obietnic jednak nie spełnił. Nie kupił samolotów i teraz ciężko tego żałuje, bo to właśnie "Rafale" go bombardują - ironizują paryscy komentatorzy.