Konflikt na linii prokuratura-policja, w związku z wieczorną akcją śledczych i agentów ABW w redakcji tygodnika „Wprost”. Prokuratura zarzuca policji, że nie udało się przejąć od dziennikarzy nośników z nagranymi podsłuchanymi rozmowami, między innymi dla tego, że "zabrakło prawidłowego i realnego zabezpieczenia pracy funkcjonariuszy przez obecnych na miejscu policjantów".
Komenda Główna Policji odpiera atak prokuratury. Jej rzecznik Mariusz Sokołowski tłumaczy, że policjantów wezwano do redakcji "Wprost", gdy działania innych służb już trwały od wielu godzin.
Jak podkreśla, to były działania prokuratorów i ABW, a nie policji, która miała dbać, by nie doszło do naruszenia porządku. Dodał, że podczas całej akcji, żaden z prokuratorów nie wydał policjantom polecenia, by na przykład usunęli osoby postronne z redakcji
Wydając polecenie funkcjonariuszom, każdy prokurator musi sobie zdawać sprawę z tego, że także bierze na siebie odpowiedzialność za tego typu polecenia. Policjanci są narzędziem w jego rękach - argumentował Sokołowski.
Rzecznik policji dodał, że policjanci odmówili jednej prośbie. Nie zdecydowali się na siłowe odebranie komputera naczelnemu "Wprost". Tłumaczyli, że prokuratorzy do takich czynności wzięli sobie funkcjonariuszy ABW.
Prokuratorzy mieli to przyjąć ze zrozumieniem.
Rzecznik ABW Maciej Karczyński oświadczył, że funkcjonariusze nie przyszli do redakcji "Wprost" walczyć z dziennikarzami. Wczoraj późnym wieczorem ABW zażądała od redakcji "Wprost" dobrowolnego wydania nośników danych z nagraniami nielegalnych podsłuchów polityków i szefa NBP. Redakcja odmówiła. W związku z tym prokuratura zarządziła przeszukanie redakcji. Chciała odebrać redaktorowi naczelnemu "Wprost" laptop i pamięć USB. Wtedy do pomieszczenia weszli dziennikarze zgromadzeni w redakcji, ABW ustąpiła. Dziś rzecznik Agencji oświadczył, że funkcjonariusze wkroczyli do redakcji na polecenie prokuratury.
(j.)