Wagnerowcy są elementem, którym Moskwa nie może pogardzić - mówi w Radiu RMF24 Grzegorz Kuczyński, ekspert ds. wschodnich z Warsaw Institute, autor książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina", (pierwszej w Polsce książki poświęconej tej grupie) komentując doniesienia o tym, że byli najemnicy tzw. Grupy Wagnera zatykają dziurę w rosyjskiej obronie na kierunku bachmuckim na wschodzie Ukrainy.
To jest problem braku tzw. mięsa armatniego - wyjaśnia gość Tomasza Terlikowskiego. W tym momencie dla Moskwy każdy doświadczony żołnierz jest na wagę złota. Przypomnę, że ta tzw. częściowa mobilizacja została ogłoszona niemal dokładnie rok temu. Poszło ok. 300 tys. "chłopa w kamasze", większość z nich trafiła na front, a wygląda na to, że ta wojna będzie trwała jeszcze bardzo długo. Już w tym momencie widać na froncie, że są braki kadrowe. Putin nie chce ogłaszać kolejnej fali mobilizacji, więc musi sobie radzić w inny sposób. Jednak wagnerowcy, co by o nich nie mówić (ci byli żołnierze) przedstawiają dużą wartość bojową - zauważa Grzegorz Kuczyński.
Autor książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina" zwraca jednak uwagę, że byli najemnicy prywatnej firmy wojskowej, powiązanej z rosyjskim wywiadem wojskowym nie wrócili jako samodzielna formacja.
Jeśli chodzi o kierunek bachmucki, oni się pojawili w szeregach dwóch spółek najemniczych Redut i Korpus Ochotniczy - to są firmy podporządkowane resortowi obrony - zauważa Grzegorz Kuczyński.
Nazwy tych firm są związane z Andriejem Troszewem, pseudonim "Siwy", który według wcześniejszych doniesień medialnych miał być następcą dotychczasowego przywódcy Grupy Wagnera, Jewgienija Prigożyna. Ostatnie informacje wskazywały natomiast na Dmitryja Sytyja.
Mamy do czynienia z dużym chaosem informacyjnym - przyznaje gość Tomasza Terlikowskiego. Moim zdaniem to jest tylko jedna z wielu spekulacji dotyczących przyszłości Grupy Wagnera. Mimo wszystko jednak ta grupa będzie podzielona. Dmitryj Sytyj raczej zajmował się biznesem, przede wszystkim kontrolował spółki Prigożyna działające w Afryce, eksploatujące złoża złota, diamentów. Z samą Grupą Wagnera, w sensie operacyjnym, wojskowym nie miał do czynienia - podkreśla ekspert ds. wschodnich
W biznesowym imperium Prigożyna Grzegorz Kuczyński wyróżnia 3 filary. Pierwszy to spółki działające na terenie Afryki, ale też Syrii.
Drugi filar to, to na czym Prigożyn się początkowo wybił - to jest catering, zaopatrzenie jednostek wojskowych, szkół, różnych instytucji w posiłki. To bardzo duży biznes, który nie skończył się nawet po tym nieudanym puczu z końca czerwca - zauważa rozmówca Tomasza Terlikowskiego, wymieniając jako trzeci filar - słynne fabryki trolli i medialny holding. Z nich Prigożyn zasłynął najpierw. Pamiętajmy o tym, że kontrolował też szereg różnych prywatnych mediów - przypomina Grzegorz Kuczyński.
Schedy po Prigożynie nie da się przejąć w sposób bezproblemowy, gdyby Putin, czy jego ludzie chcieli to zrobić szybko - zauważa autor książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina".
To jest mocno rozczłonkowane. To była sieć, różnych spółek często kontrolowanych przez ludzi słupy, którzy formalnie z Prigożynem nic nie mieli do czynienia. To takie biznesowe imperium - nawet jak na warunki rosyjskie - mocno kryjące się w cieniu - podkreśla Grzegorz Kuczyński.