Wniosek o zmianę sposobu prowadzenia obrad na taki, który by sprawił, że obrady sejmowej komisji śledczej dałoby się oglądać - cieszy chyba każdego, kto chciałby wyjaśnienia spraw badanych przez takie komisje. Powodzenie, jakim cieszą się transmisje z działań tych komisji, nie świadczy jednak raczej o chęci dotarcia do prawdy, a bardziej o odkryciu nowego formatu rozrywki, przeznaczonej dla osób, zainteresowanych zawodami w krętactwie i manipulacji.
Przyznajmy uczciwie, że przebieg ostatnich przesłuchań przed dwiema z trzech komisji śledczych dość skutecznie łączy z jednej strony najlepsze tradycje dramatów sądowych z prymitywnym infantylizmem. Z jednej strony mamy zawiłe czasem i księżycowo niedorzeczne choć efektowne wywody prawne, z drugiej - absolutny brak refleksji nad nieskutecznością osiągania założonych celów.
Zaczęła przesłuchania od prezesa PiS i większość członków komisji zdaje się posądzać Jarosława Kaczyńskiego o kierowanie bezprawną inwigilacją, zorganizowaną przez całą grupę przestępczą. Dzięki tej jednak niefortunnej kolejności przesłuchiwania cała ta domniemana grupa bez korzystania z tzw. przekazów dnia, bezpośrednio z transmisji w mediach mogła zapoznać się z narracją, jakiej powinna się trzymać podczas ew. przesłuchań.
Jednym z zajmujących efektów przesłuchania byłego wicepremiera była np. wprowadzona do powszechnej świadomości, nieznosząca sprzeciwu robocza teza, że przestępstwo popełnia nie ten, kto używał Pegasusa, ale wyłącznie i na pewno ten, wobec kogo Pegasus był stosowany. Efektowne i jasne tak długo, jak długo nie poświęci się tej niebanalnej myśli choć chwili refleksji.
Za punkt honoru uznała udowodnienie, że wiceminister aktywów państwowych brał udział w rozmowach nt. organizacji wyborów kopertowych. W drugim podejściu, w obliczu zeznań kilku świadków, którzy jego udział w nich potwierdzili, wiceminister przyznał więc, że w nich uczestniczył, ale nie na zlecenie, a jedynie prośbę ministra.
Można to oczywiście uznać za ewidentny sukces komisji, tyle że... jakież to ma znaczenie dla sprawy organizacji tych niedoszłych wyborów? Czy naprawdę warto tracić na wysłuchiwanie tego cały dzień?
Do swojego zadania podchodzi chyba najprzytomniej. Ma na to jednak wpływ kilka szczególnych czynników. Po pierwsze - najbardziej rzeczowo zaczęła badanie sprawy od osób bezpośrednio w nią zaangażowanych, a nie od samej góry politycznej. Po drugie - szczęściem dla siebie osoby, które zaczęła przesłuchiwać najczęściej nie są politykami (a jedynie polityka rozgrzesza u nas ze wszystkiego) i nie korzystają z żadnego szczególnego wsparcia. Po trzecie zaś - żadna z nich nie ma powodów by poświęcać cokolwiek dla skrywania czegokolwiek poza, być może, swoimi błędami.
Czy ktokolwiek jest dziś w stanie podać jakieś istotne efekty prowadzonych od kilku tygodni dociekań śledczych? Poza ogólnym obrazem chaosu, niedomówień, niewyjaśnionych ale dających się wyjaśnić sprzeczności w zeznaniach?
W komisjach śledczych obserwujemy godzinami utarczki "panie świadku" i "panie członku", przerywanie sobie nawzajem tylko po to, żeby sobie wytykać brak kultury (polegający na przerywaniu), piętrzenie treści poszczególnych pytań do rozmiarów rozprawki, włączanie do nich nader licznych dygresji i uszczypliwości itp. Wszystko to wywołuje wrażenie chwalebnego zaangażowania uczestników tych przedstawień, nie daje jednak oczekiwanych efektów śledczych. Zabawia publiczność formą, zamiast dostarczać jej treść.
Jeśli jednak tak już jest, to przyłączam się do wniosku pos. Czarnka - róbcie to chociaż tak, żeby się tego dało słuchać...