Długie kolejki, niepotrzebne nerwy, konieczność kupowania droższych biletów u konduktora - to rzeczywistość podróżnych, którzy korzystają z dworca w Raciborzu. Działa tam tylko jedna kasa biletowa, która w dodatku pełni jeszcze rolę punktu informacyjnego. W imieniu mieszkańców Raciborza będziemy dziś w tej sprawie interweniować w Kolejach Śląskich.

Racibórz to jedno z najstarszych piastowskich miast na Śląsku. Jego nazwę wymienia już w swej kronice Gall Anonim w XII wieku. Obecnie mieszka tu prawie 57 tysięcy ludzi, a na kolejowym dworcu działa tylko jedna kasa biletowa, pełniąca jednocześnie rolę punktu informacyjnego. Codziennie - szczególnie rano - mieszkańcy toną w długich kolejkach.

Czasami kasa jest nieczynna wtedy, kiedy jest potrzebna. Kolejki są duże, informacji nie można dostać - usłyszeliśmy na dworcu. Niektórzy, by zdążyć do pracy, muszą kupować droższy bilet u konduktora. Dlatego poprosili nas o pomoc. Rozwiązania problemu będziemy szukać w Kolejach Śląskich.

Dworzec w Raciborzu ma bogatą historię. Powstał w połowie XIX w. Ponad sto lat później został przebudowany. W 1997 roku, w czasie pamiętnej powodzi, budynek został całkowicie zalany i od tego czasu zaczęła się jego agonia. Od strony miasta jeszcze jakoś wygląda - dzięki m.in. kolorowym szyldom biura podróży, wystawom sklepowym i reklamom punktów usługowych.

Jednak od strony peronów to już obraz nędzy i rozpaczy - kłódki i łańcuchy na zamkniętych drzwiach, brudne szyby, puste pomieszczenia, odpadający tynk, pomazane farbą ściany. Rolę dworcowej poczekalni pełni niewielkie pomieszczenie, gdzie mieści się jedyna dworcowa kasa. Ale wieczorem i to miejsce jest zamykane.

(bs)