Sześcioosobowa załoga Międzynarodowej Stacji Kosmicznej musiała schronić się w pojazdach Sojuz po tym, jak zauważono zbliżające się do laboratorium kosmiczne śmieci. Jak donosi agencja Interfax, spostrzeżono je na tyle późno, że nie było możliwości wykonania żadnego manewru. "Niezidnetyfikowany kawałek" minął stację o 250 metrów, czyli w warunkach przestrzeni kosmicznej, o włos.
Wszyscy na pół godziny zajęli miejsca w pojazdach Sojuz, którymi w razie katastrofy mogliby wrócić na Ziemię. W tej chwili na stacji pracuje trzech Rosjan, dwóch Amerykanów i Japończyk. Na wszelki wypadek muszą mieć miejsce w dwóch trzyosobowych rosyjskich pojazdach, a na pokładzie stacji muszą być Rosjanie, którzy umieją je obsługiwać.
Nie wiemy na razie, co dokładnie przeleciało obok stacji. Rosjanie informują, że odkryto te śmieci na tyle późno, że nie można było wykonać już żadnego manewru całą stacją. Takie przypadki zdarzały się już w przeszłości więc nie traktuje się tej sytuacji jako nadzwyczajnej.