Zgodnie z przewidywaniami Partia Republikańska przejmuje Kongres. Prezydent Barack Obama zatelefonował do lidera republikanów w Izbie Reprezentantów z zapewnieniem, że liczy na porozumienie - podał Biały Dom. Ze wstępnych obliczeń wynika, że demokraci zachowają jednak kontrolę nad Senatem.
W wyborach Partia Republikańska zdobyła co najmniej 60 dodatkowych mandatów w Izbie Reprezentantów (aby odebrać większości demokratom potrzebowali ich jedynie 39).
W Senacie demokratom udało się utrzymać większość, chociaż stopniała ona do minimum. O zachowaniu większości zadecydowały zwycięstwa urzędującej senator Barbary Boxer w Kalifornii i Daniela Inouye na Hawajach.
Republikanom - wbrew nadziejom niektórych strategów tej partii - nie udało się wygrać w kilku stanach tradycyjnie demokratycznych, jak Delaware, Connecticut i Zachodnia Virginia. Przegrali tam konserwatywni kandydaci republikańscy popierani przez prawicową Tea Party: Christine O'Donnell, Linda McMahon i John Raese.
Swoje miejsce w Senacie ocalił lider demokratycznej większości Harry Reid w stanie Nevada. Wygrał tam z kandydatką Tea Party, Sharron Angle, znaną z radykalnie prawicowych poglądów.
Symboliczną wymowę ma jednak zwycięstwo w Illinois republikańskiego kandydata Marka Kirka. Zasiądzie on na miejscu zajmowanym poprzednio przez Baracka Obamę.
Republikanie zdobyli też więcej niż poprzednio stanowisk gubernatorów.
W Izbie Reprezentantów jej przewodniczącym zostanie od początku przyszłego roku dotychczasowy lider mniejszości John Boehner. Po wyborach Boehner powiedział, że wynik głosowania to "zwycięstwo Amerykanów". Podkreślił jednocześnie, że republikanie nie powinni traktować swojej wygranej jako "powodu do świętowania".
Przejęcie większości przez Partię Republikanów w Izbie Reprezentantów z pewnością utrudni prezydentowi Obamie realizację jego programu. Pod znakiem zapytania stoi na przykład proponowana przez jego administrację podwyżka podatków dla najzamożniejszych Amerykanów (aby podreperować pogrążony w deficycie budżet państwa).
Na współpracy zaważy z pewnością także fakt, że do nowego Kongresu weszło w wyniku wyborów wielu ultrakonserwatywnych polityków wysuniętych przez Tea Party - prawicowy ruch protestu przeciwko polityce Obamy, deficytowi budżetowemu i wysokim podatkom. Są oni szczególnie nieprzejednani i sprzeciwiają się jakimkolwiek kompromisom z demokratami.
Praktycznie niemożliwie np. będzie teraz uchwalenie forsowanej przez administrację Obamy ustawy "cap and trade", zmierzającej do redukcji emisji gazów cieplarnianych i wsparcia alternatywnych źródeł energii.