Kilkanaście tysięcy ludzi manifestowało na ulicach Waszyngtonu swoje poparcie dla zaostrzenia restrykcji na broń palną. Swobodny dostęp do broni w USA uważa się za główną przyczynę niedawnej masakry w szkole w Newtown w stanie Connecticut, gdzie szaleniec zastrzelił 26 osób.
Demonstranci domagali się przywrócenia zakazu sprzedaży półautomatycznej broni typu wojskowego, który obowiązywał w latach 1994-2004, ale wygasł i nie został przedłużony przez Kongres, zdominowany wtedy przez republikanów. Żądali też zakazu sprzedaży magazynków o pojemności większej niż 10 pocisków oraz wprowadzenia powszechnej kontroli nabywców broni pod kątem ich karalności i leczenia psychiatrycznego. Nakaz takiej kontroli obowiązuje w wielu stanach, ale nie dotyczy wiejskich targów broni, gdzie sprzedaje się ją bez żadnej weryfikacji kupujących.
Postulaty demonstrujących pokrywają się z grubsza z propozycjami zawartymi w projekcie ustawy o kontroli broni zgłoszonym w czwartek przez demokratyczną senator z Kalifornii Dianne Feinstein. Ustawę popiera Biały Dom, ale szanse jej uchwalenia uważa się za niewielkie, w każdym razie w całości. Przeważająca większość republikanów, a nawet część demokratów jest przeciwna zakazowi broni półautomatycznej. Solidaryzują się oni ze stanowiskiem Krajowego Stowarzyszenia Strzeleckiego (NRA), głównej organizacji lobby producentów, właścicieli i handlarzy broni.
Przeciwnicy restrykcji powołują się na 2. poprawkę do konstytucji USA, która ich zdaniem gwarantuje obywatelom prawo do posiadania broni (chociaż explicite mówi ona o posiadaniu broni przez "uregulowaną przepisami milicję", a nie indywidualnym posiadaniu).
Zdaniem obserwatorów najbardziej prawdopodobne jest uchwalenie przez Kongres obowiązku powszechnej kontroli nabywców broni.