Propozycja budżetu na lata 2021-2027 autorstwa szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela jest nieakceptowalna - powiedział na konferencji prasowej w Brukseli szef Parlamentu Europejskiego David Sassoli.
To oczywiste, że ta propozycja (Michela - PAP) jest dla Parlamentu Europejskiego nieakceptowalna - powiedział Sassoli. To stanowisko przedstawił przywódcom na początku unijnego szczytu w Brukseli.
Propozycja Michela zakłada, że unijny budżet wyniesie 1,074 dochodu narodowego brutto. Parlament Europejski chce, żeby było to 1,3 proc. Te z pozoru niewielkie różnice oznaczają w rzeczywistości ogromne kwoty, bo 0,01 proc. to ok. 10 mld euro. Zdaniem europarlamentu planowany budżet jest za niski, jeśli chodzi o wsparcie ubogich regionów, rolnictwo, badania naukowe i edukację.
Jak możemy zmniejszyć dystans między centrum a peryferiami, jeśli zmniejszymy fundusze na spójność, lub jak rozwijać zieloną Europę, jeśli nie zainwestujemy w rolnictwo? - pytał.
Szef PE przekazał przywódcom, że europarlament jest gotowy odrzucić wszelkie umowy dotyczące unijnego budżetu, które nie dadzą środków na sprostanie wielu wyzwaniom, przed którymi stoi UE. Nie chcemy oglądać zamykania fabryk, ludzi, którzy tracą pracę, chcemy modelu zrównoważonego rozwoju, który wspiera przedsiębiorczość i tworzy miejsca pracy - zaznaczył Sassoli.
Oświadczył, że w interesie wszystkich leży przełamanie sztucznej dychotomii między płatnikami netto a beneficjentami środków. Wszystkie państwa członkowskie bez wyjątku czerpią zyski z UE. Wszyscy otrzymują ogromne korzyści z budżetu europejskiego, a jeszcze bardziej z jednolitego rynku - zaznaczył.
Także mechanizm uzależniający wypłaty z unijnego budżetu od przestrzegania zasad praworządności jest zdaniem eurodeputowanych za słaby. Ten mechanizm, który zaproponował przewodniczący jest zdecydowanie łagodniejszy - mówi RMF FM europoseł Jan Olbrycht, który jest członkiem zespołu negocjacyjnego PE do spraw budżetu.
W kwestii unijnego budżetu Parlament Europejski ma ostatnie słowo i bez jego zgody budżet nie zostanie przyjęty. Odrzucenie wywołałoby gigantyczny kryzys - komentuje nasza korespondentka w Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginon.