Z różnych stron płyną głosy poparcia dla Baracka Obamy, który opowiedział się za państwem palestyńskim w granicach sprzed wojny sześciodniowej z 1967 roku. Palestyńczycy są zadowoleni, natomiast premier Izraela Benjamin Netanjahu nazwał tę koncepcję katastrofą.
Obama powiedział w czwartek, że granice przyszłego państwa palestyńskiego powinny być oparte na tych z 1967 roku, z możliwością nieznacznych korekt na podstawie dwustronnych negocjacji. Według Netanjahu takie rozwiązanie zagrażałoby bezpieczeństwu Izraela i pozostawiłoby poza jego granicami duże osiedla żydowskie na Zachodnim Brzegu Jordanu.
Obamę poparli w piątek szefowie dyplomacji Trójkąta Weimarskiego. Popieramy odważny komunikat prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy dotyczący potrzeby pilnych działań na rzecz rozwiązania konfliktu bliskowschodniego. Barack Obama zrobił to, do czego Europa go namawiała. Teraz, gdy to zrobił, wyrażamy mu swoje poparcie - podkreślił minister Radosław Sikorski na konferencji prasowej z szefami dyplomacji Francji i Niemiec w Bydgoszczy.
Uważamy też, że należy wyjść ze status quo, jakie panuje w stosunkach między Izraelem a Autonomią Palestyńską, trzeba skończyć z konfliktem i przejść do stołu negocjacji - powiedział szef dyplomacji francuskiej Alain Juppe.
Minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle podkreślił, że punktem wyjścia dla procesu pokojowego jest stworzenie dwóch państw "na drodze negocjacyjnej". To z jednej strony zakłada, że wszystkie strony uznają prawo istnienia Izraela i zaniechają siły, z drugiej strony - Izrael musi uznać istnienie wolnego państwa palestyńskiego - mówił szef niemieckiej dyplomacji.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel wyraziła opinię, że wyjście od granic sprzed 1967 roku i rozważenie wymiany terytorium byłoby dobrą ścieżką, nad którą obie strony powinny się zastanowić. Zaznaczyła, że zarówno kontynuacja izraelskiego osadnictwa na terenach Autonomii Palestyńskiej, jak i ewentualna jednostronna deklaracja niepodległości państwa palestyńskiego nie są drogą wyjścia z konfliktu.
Także szefowie dyplomacji Norwegii i Australii - Jonas Gahr Stoere i Kevin Rudd - wyrazili poparcie dla proponowanego przez prezydenta USA utworzenia państwa palestyńskiego w granicach z 1967 roku. Jest to ważny wkład w proces pokojowy. Powstaje duża szansa, aby podjąć tu pod koniec roku negocjacje w tej sprawie - podkreślił australijski minister.
Norwegia, która przewodniczy grupie państw wspomagających ekonomicznie Palestyńczyków, witając z zadowoleniem przemówienie prezydenta USA, zaapelowała do Izraela i Palestyńczyków o znalezienie negocjowanego rozwiązania. Obama po raz pierwszy sformułował to w ten właśnie sposób. To bardzo ważne - skomentował norweski minister spraw zagranicznych przemówienie prezydenta USA. Jednocześnie podkreślił, że Obama, opowiadając się za państwem palestyńskim w granicach z 1967 roku, zbliżył się do stanowiska zajmowanego przez Europejczyków.
Jordania z zadowoleniem wita słowa amerykańskiego prezydenta, który po raz pierwszy tak jasno przedstawił w przemówieniu politycznym swoją wizję utworzenia państwa palestyńskiego na podstawie granic z czerwca 1967 roku - oświadczył szef jordańskiej dyplomacji Nasir Judeh.
"New York Times" w piątkowym komentarzu zatytułowanym "Pokój i zmiana" pisze, że chociaż w swym przemówieniu Obama nie poszedł wystarczająco daleko, nie proponując zmiany zasad w rozwiązaniu konfliktu izraelsko-palestyńskiego, to obiecał silne poparcie dla narodów pragnących wolności i zdopingował amerykańskich sojuszników, w tym Izrael, by podjęli polityczne ryzyko, które jest kluczowe dla pokojowych zmian i które jest jedynym sposobem na budowanie trwałego pokoju.
"NYT" stawia pytanie, jak szybko Waszyngton dostarczy nowym rządom w Egipcie i Tunezji obiecaną pomoc gospodarczą oraz jak mocno Obama chce naciskać na Izrael i Palestyńczyków, aby zaczęli poważne negocjacje pokojowe?