Gruzińska policja rozpędziła w nocy demonstrację w Tbilisi. Manifestanci domagali się przed parlamentem ustąpienia prezydenta Micheila Saakaszwilego, zagrozili, że zablokują defiladę wojskową z okazji Dnia Niepodległości. Zginęły dwie osoby, a 19 policjantów zostało rannych. Poszkodowani są także wśród demonstrantów. Jest wielu zatrzymanych - podała agencja dpa.
Niemiecka agencja pisze, powołując się na świadków, że policja użyła nadmiernej siły i była brutalna. Według gruzińskiego oddziału Transparency International policja uderzyła na demonstrantów, choć nie stawiali oporu.
Wczoraj w centrum Tbilisi, odejścia Saakaszwilego żądało około 5 tys. demonstrantów. Zablokowali główną arterię stolicy, Aleję Rustawelego, na której w czwartek ma odbyć się parada wojskowa. Siły porządkowe, które interweniowały po wygaśnięciu o północy pozwolenia na manifestację, użyły armatek wodnych, gazu łzawiącego i gumowych kul.
Przywódcy protestu chcieli przejść sprzed budynku parlamentu na pobliski plac, przez który ma przejść w parada wojskowa, ale zatrzymała ich policja. Według władz demonstrantom zaproponowano alternatywną trasę manifestacji, ale ci nie zgodzili się na nią. Podczas demonstracji zginęły dwie osoby. Policjant został potrącony przez konwój samochodów manifestantów, opuszczający z dużą prędkością miejsce starć. Obrażenia drugiej ofiary śmiertelnej, 54-letniego uczestnika protestu, świadczą o dużym prawdopodobieństwie, że zginął on w podobnych okolicznościach.
Uczestnicy trwających od pięciu dni demonstracji w Tbilisi domagają się ustąpienia prezydenta Saakaszwilego i rozpisania przedterminowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych.
Prozachodni prezydent jest oskarżany przez opozycję o autorytaryzm i obarczany odpowiedzialnością za klęskę w wojnie z Rosją w sierpniu 2008 roku. Kilkudniowa wojna doprowadziła do oderwania się od Gruzji separatystycznych regionów: Abchazji i Osetii Południowej, uznanych przez Moskwę za niepodległe państwa.
Pierwszego dnia protestów, w sobotę, na apel opozycji odpowiedziało około 6 tys. ludzi, jednak w poniedziałek i wtorek protestujących było zaledwie kilkuset.