W dzień po eksplozji w centrum Nashville, gubernator Tennessee Bill Lee zwrócił się do prezydenta USA Donalda Trumpa o pomoc federalną. Wybuch uszkodził dziesiątki budynków. Policja w Nashville współpracuje z Waszyngtonem, aby znaleźć sprawcę wybuchu.
Dziś rano zwiedzałem miejsce zamachu. (...) Szkody są szokujące i to cud, że żaden z mieszkańców nie zginął - napisał Bill Lee na Twitterze.
W liście do prezydenta zwrócił się o pomoc federalną. Podkreślił, że eksplozja dotknęła ponad 20 lokalnych centrów telefonicznych, stacjonarne linie telefoniczne oraz usługi komórkowe. Jak uzasadniał zakłóciła serwis nawet w sąsiednich stanach Kentucky i północnej Alabamie.
Organy ścigania otrzymały ponad 500 wskazówek w sprawie eksplozji. Śledczy przeszukują wrak samochodu kempingowego, w którym umieszczono ładunek wybuchowy. Władze nie potwierdziły tożsamości rzekomego sprawcy, o którym wspominała telewizja CBS.
To jak gigantyczna układanka stworzona przez bombę, która rozrzuciła dowody na wiele kwartałów ulic miasta - mówił na konferencji prasowej prokurator federalny w Tennessee Don Cochran.
Cochran opisywał sprawcę jako "łajdaka, który w bożonarodzeniowy poranek, zamiast szerzyć radość i wiwat, postanowił siać zniszczenie".
Wybuch nastąpił w piątek ok. 6:30 miejscowego czasu. Kilka godzin wcześniej kamper został zaparkowany w Nashville przed budynkiem firmy telekomunikacyjnej AT&T. Ok. 1 w nocy nagrany głos ostrzegł przed eksplozją. Policja wchodziła do pobliskich domów, aby ewakuować mieszkańców.
Kiedy ok. 6:30 pojazd eksplodował, spowodował przerwy w komunikacji zakłócając m.in. działanie lokalnych systemów kontroli lotów i zawieszając je krótko na międzynarodowym lotnisku w Nashville. Obecnie miejscowa policja współpracuje z FBI i Biurem ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej i Materiałów Wybuchowych (ATF), aby ustalić, kto był odpowiedzialny za wybuch.
Setki agentów, analityków i pracowników FBI przebywają w Nashville - mówił cytowany przez NPR agent specjalny z biura terenowego FBI w Memphis Douglas Korneski. Jego zdaniem prowadzący dochodzenie nie są jeszcze pewni, czy sprawca działał w pojedynkę, czy w grupie.
Przyglądamy się kilku osobom - wyjaśnił Korneski.