Polacy, którzy byli uwięzieni na Maui, opuścili już Hawaje. Kilka dni musieli spędzić na lotnisku, ale teraz są już bezpieczni. Sytuacja na wyspach jest katastrofalna, a liczba ofiar sięgnęła 93. Bardzo źle wygląda również bilans osób zaginionych.
To najbardziej tragiczny w skutkach pożar w USA od ponad wieku. Jego skala ujawnia się stopniowo, wraz z odkryciami ekip przeszukujących zwęglone ruiny miasta Lahaina.
Gubernator Josh Green ostrzegł, że w miarę rozszerzenia akcji ratownicy natrafić mogą na coraz więcej osób zabitych uważanych dotąd za zaginione. NBC podało, że zgodnie z niektórymi szacunkami zaginionych może być nawet ok. 1 tysiąc.
Według Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA), koszt odbudowy Lahainy oszacowano na 5,5 mld dolarów. Ponad 2200 obiektów zostało uszkodzonych lub zniszczonych, a ponad 850 hektarów gruntu spalonych.
Stanowi Hawaje grozi również seria procesów. Syreny alarmowe na wyspie, które miały poinformować mieszkańców o klęsce żywiołowej nie zadziałały prawidłowo. Przerwy w dostawach prądu i problemy z telefonią komórkową, dodatkowo utrudniały ostrzeganie wyspiarzy i turystów.
"New York Times" informuje, że wiele firm prawniczych ogłosiło plany reprezentowania ofiar pożarów, w tym co najmniej jedna w potencjalnym pozwie zbiorowym. Jak podejrzewają prawnicy, największe przedsiębiorstwo energetyczne w stanie, Hawaiian Electric, może być odpowiedzialne za rozprzestrzenianie się pożaru. Zakładom zarzuca się też, że nie planowały odcięcia zasilania, aby zapobiec dalszym wybuchom ognia, nawet po tym, jak płomienie zaczęły ogarniać wyspę.
Kilka dni temu informowaliśmy o grupie Polaków, którzy zostali uwięzieni na Maui. Turyści nagle znaleźli się w sytuacji, w której zostali tylko w strojach kąpielowych, a cały ich dobytek spłonął razem z hotelem, w którym mieszkali.
Jak przekazuje korespondent RMF FM w USA Paweł Żuchowski, teraz nasi rodacy są już bezpieczni. W Los Angeles czekają na podróż do New Jersey. Po tym, gdy na Hawajach rozszalał się pożar, Polacy desperacko próbowali wydostać się z wysp. Ewakuacja prowadzona jednak była chaotycznie, sieci telefoniczne nie działały, a przebicie się przez płonące miasto było niemal niewykonalne.
Po kilku dniach koczowania na lotnisku, Polacy w końcu wrócili na kontynent.