Prezydent USA Barack Obama w rozmowie telefonicznej z prezydentem Jemenu Abd ar-Rabem Mansurem al-Hadim stwierdził, że boi się o bezpieczeństwo amerykańskich dyplomatów w Sanie. Tematem rozmowy obu prezydentów był wczorajszy atak na ambasadę USA w jemeńskiej stolicy. Według Białego Domu wszyscy pracownicy placówki są cali i zdrowi.
Jak czytamy w oświadczeniu Białego Domu, Obama "wyraził obawy o bezpieczeństwo pracowników oraz amerykańskich placówek dyplomatycznych w Jemenie" i podziękował Hadiemu za "błyskawiczne potępienie" ataku. Podkreślił, że rządy obu krajów powinny "w przyszłości wspólnie dążyć do zapewnienia bezpieczeństwa Amerykanom w Jemenie".
Podczas wczorajszych starć, które wybuchły między policją a protestującymi w pobliżu ambasady USA w Sanie zginęły cztery osoby. Wcześniej setki agresywnych demonstrantów wdarły się na teren amerykańskiej placówki, skandując: "O proroku! O Mahomecie!" i "Śmierć Ameryce". Protestowano przeciwko nakręconemu w USA filmowi obrażającemu Mahometa.
Manifestanci rozbili okna w pomieszczeniach ochrony na zewnątrz budynku ambasady, a następnie wtargnęli przez główną bramę tej silnie strzeżonej i ufortyfikowanej placówki. Tłum podpalił zaparkowane tam samochody dyplomatyczne. Demonstranci zdjęli z masztu flagę USA, spalili ją i zastąpili flagą z wersetem z Koranu.
W komunikacie opublikowanym przez jemeńską agencję Saba prezydent Hadi przeprosił prezydenta Obamę oraz wszystkich Amerykanów za atak na amerykańską placówkę, zapowiadając, że wdroży śledztwo w celu wykrycia sprawców.