Sprawa Nord Stream II może okazać się pierwszym poważnym testem stosunku Joe Bidena do Polski. Niemiecka dyplomacja zapowiada, że szykuje się już do rozmów z nowymi ludźmi w Białym Domu o dokończeniu rozbudowy gazociągu.
Układanie rur, którymi z Rosji do Niemiec ma popłynąć jeszcze więcej gazu, zostało wstrzymane ponad rok temu, kiedy administracja Donalda Trumpa zagroziła sankcjami zachodnim firmom biorącym udział w przedsięwzięciu.
Od tego czasu budowa stanęła, nie licząc krótkiego odcinka na niemieckich wodach terytorialnych.
Przeszkodą był również brak zgody ze strony duńskich władz, ale teraz Duńczycy wydali zezwolenie na prace na ich wodach terytorialnych. Na miejscu jest już specjalistyczny statek do układania rur, ale jak podaje dziennik "Handelsblatt" prac nie wznowiono.
Powodem może być to, że niemieckie władze, które uznają budowę za sprawę państwową, liczą na zmianę stanowiska Waszyngtonu w sprawie inwestycji. Minister spraw zagranicznych Heiko Mass oświadczył, że tak szybko jak to będzie możliwe zamierza przekonać nowe amerykańskie władze do tego, by zrezygnowały z sankcji.
Donald Trump powtarzał, że nie zgadza się, by Niemcy popadały w dalsze uzależnienie od rosyjskich surowców, więc zrobi co może, by Nord Stream II nie został ukończony. Ta postawa sprzyjała ambicjom Polski, która od lat sprzeciwia się wspólnym rosyjsko-niemieckim interesom surowcowym, realizowanym z pominięciem naszego kraju.
Zapowiedź szefa niemieckiej dyplomacji wskazuje, że Berlin jest przekonany o przychylności Joe Bidena w tej sprawie. Taka przychylność zapewne będzie przyjęta jak porażka w Warszawie.