Jedyny ocalały w katastrofie samolotu An-26, który rozbił się w obwodzie charkowskim na Ukrainie, powiedział, że wszystko w czasie tragedii działo się jak w grze komputerowej. Kiedy odzyskał przytomność, zaczął gasić swojego płonącego kolegę.
Z rannym w katastrofie 20-letnim Wiaczesławem Zołoczewskim spotkał się prezydent Wołodymyr Zełenski i szef charkowskiej państwowej administracji obwodowej Ołeksij Kuczer.
Biorąc pod uwagę psychikę, lekarze mówią, że jego stan jest średnio ciężki, ale biorąc pod uwagę stan fizyczny, jest w dość zadowalającym stanie - oznajmił Kuczer, cytowany przez portal telewizji Hromadske. Mężczyzna ma obrażenia głowy i nogi.
Podczas rozmowy ocalały podkreślił, że wszystko działo się jak w grze komputerowej: kiedy odzyskał przytomność, zobaczył, że jego kolega się pali. Pomagał w gaszeniu ognia na koledze, który razem z nim trafił następnie do szpitala i niestety w sobotę zmarł - powiedział Kuczer, przekazując słowa Zołoczewskiego. Jak podaje ukraińska redakcja BBC, ranny miał poparzenia 90 proc. powierzchni ciała.
Jak pisze Ukrinform, Kuczer powiedział, że z wraku wydobyto już czarne skrzynki.
Samolotem leciało 20 słuchaczy Charkowskiego Narodowego Uniwersytetu Sił Powietrznych Ukrainy i siedmiu oficerów. Na miejscu tragedii znaleziono łącznie 25 ciał, jedna osoba zmarła w szpitalu, a jedna jest ranna.
Był to lot szkoleniowy.
Państwowe Biuro Śledcze Ukrainy poinformowało, że badane są cztery wersje katastrofy: niesprawność techniczna, nieodpowiednie wykonanie obowiązków przez załogę, nieodpowiednie wykonanie obowiązków przez kontrolerów, nieodpowiednia obsługa techniczna samolotu i przygotowanie do rejsu.
Ukraiński minister obrony Andrij Taran powiedział dziennikarzom na miejscu zdarzenia, że możliwe, iż samolot zahaczył skrzydłem o ziemię.
Z kolei Służba Bezpieczeństwa Ukrainy podała, że podczas lotu załoga poinformowała o awarii lewego silnika, poprosiła o zgodę na lądowanie, a po pięciu minutach doszło do katastrofy.