Sytuacja polityczna na Bliskim Wschodzie jest skrajnie niestabilna. Izrael otoczony jest przez wrogie państwa, a największym rywalem w regionie pozostaje Iran. Tymczasem największy sojusznik Jerozolimy - Stany Zjednoczone - pozostają zaangażowane w dwa zupełnie inne konflikty: ten w Ukrainie i spór z Chinami o Tajwan. To oznacza, że w ewentualnej konfrontacji z Iranem, Izrael może być skazany na samotną walkę.
"Musimy szykować się na wojnę z Iranem nawet bez pomocy USA" - powiedział w czwartek były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Izraela Jakow Amidror, cytowany przez "Times of Israel".
Amidror pełnił w latach 2011-2013 funkcję szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego. "Times of Israel" przytacza wypowiedź eksperta, który stwierdził na antenie rozgłośni radiowej, że rakiety wystrzelone w święto Paschy w kierunku Izraela ze strefy Gazy, Libanu i Syrii mogą stanowić preludium do faktycznej inwazji wojsk irańskich. Iran jest bardziej pewny siebie. Udało mu się podpisać szereg porozumień z państwami arabskimi. Świat zaczyna wyglądać inaczej - podkreślił w wywiadzie Jakow Amidror, komentując w ten sposób przywrócenie stosunków dyplomatycznych między Iranem a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Arabią Saudyjską.
Zwrócił też uwagę na fakt, że Iran musiał dostrzec, że uwaga Stanów Zjednoczonych jest rozproszona między Ukrainę i Tajwan. USA to już nie ten sam kraj (...) i Irańczycy to widzą. Oni mają znacznie ważniejsze problemy niż Bliski Wschód - mówił Amidror.
Wypowiedzi byłego szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego zbiegają się w czasie z doniesieniami "Jerusalem Post", które podało w czwartek, że izraelski wywiad ostrzegł już najważniejszych polityków w państwie, że wojna jest bardzo blisko. Służby zasugerowały, że jedyną szansą na uniknięcie konfliktu jest powstrzymanie się od ostrych działań wobec Hamasu i Hezbollahu i zmniejszenie napięć wokół muzułmanów zbierających się w meczecie Al-Aksa.