Niespodzianki nie było. Dmitrij Miedwiediew wygrał wybory prezydenckie w Rosji. Namaszczony przez Władimira Putina kandydat zdobył około 70 procent głosów. Drugi jest Giennadij Ziuganow, którego poparło ponad 18 procent głosujących. Z danych Centralnej Komisji Wyborczej wynika, że frekwencja wyborcza wyniosła ok. 70 procent. Oficjalne wyniki poznamy 7 marca.
Oprócz Miedwiediewa i Ziuganowa o najwyższy urząd w Rosji ubiegali się także przywódca nacjonalistycznej Liberalno- Demokratycznej Partii Rosji Władimir Żyrinowski, który zdobył 9,7 procent głosów i szef prokremlowskiej Demokratycznej Partii Rosji Andriej Bogdanow, na którego zagłosowało niewiele ponad 1,27 procent wyborców. Dane te CKW podała po przeliczeniu 99,45 proc. głosów.
W sztabie nowego prezydenta Rosji nie było żadnych oznak radości. Szef sztabu oświadczył jedynie z kamienną twarzą, że Rosjanie wybierając, docenili poprawę sytuacji socjalnej, co zawdzięczają obecnej władzy. To rezultat politycznego tandemu Putin – Miedwiediew i to zobowiązuje władze przedłużać wybrany już kurs - mówił Siergiej Sabianin.
Bawiono i cieszono się natomiast na Placu Czerwonym. Tysiące ludzi świętowało tam zwycięstwo Dmitrija Miedwiediewa. Na scenie pojawili się oczywiście Władimir Putin i Miedwiediew. Pierwszy przemówił jednak nie obecny prezydent a jego następca. Możemy zachować ten kurs który zapoczątkował prezydent Putin. Mamy na to wszelkie szanse. Razem będziemy rozwijać się dalej, razem zwyciężymy - mówił zwycięzca. Wybory prezydenta, wybory parlamentarne odbyły się zgodnie z konstytucją naszego kraju i zasadami prawa. Pozdrawiam Dmitrija Miedwiediewa i życzę mu sukcesów - to z kolei słowa Putina.
Dmitrij Miedwiediew potwierdził, że misję sformowania nowego rządu powierzy dotychczasowemu gospodarzowi Kremla Władimirowi Putinowi.
Po raz pierwszy od 1991 roku wśród kandydatów nie było ani jednego przedstawiciela sił demokratycznych. Kontrolowana przez Kreml Centralna Komisja Wyborcza, powołująć się na względy formalne, odmówiła zarejestrowania kandydatury byłego premiera Michaiła Kasjanowa, który, jako jedyny reprezentant obozu demokratycznego, zdołał spełnić wszystkie restrykcyjne wymagania, jakie stawia ordynacja. W tej sytuacji opozycja demokratyczna wezwała do bojkotu głosowania, które nazwała wyborczą farsą. Dobrze radzę nie brać udziału w tej - jak ja to nazywam – operacji KGB o kryptonimie „wybory”. To nie są wybory, bo wybory bez możliwości wyboru, to żadne wybory, to farsa - poradził Rosjanom Kasjanow.
Dla nikogo od początku nie było tajemnicą, kto będzie zwycięzcą wyborów. Rosyjski korespondent RMF FM Przemysław Marzec znalazł jednak takich, którzy zagłosują inaczej:
Kluczowe przed wyborami w Rosji były dwa słowa "następca" i "kontynuacja", tak jakby Putin zakładał nową dynastię. Choć to ostatnie sformułowanie nie padło, to jak na odchodzącego prezydenta Putin snuł zadziwiające, bo sięgające 2025 r. plany.
Piotr Romanow, autor wydanej ostatnio książki „Następcy”, tłumaczy ten fenomen funkcjonujący zresztą w Rosji od stuleci: Na Kremlu wiedzą lepiej, co jest dobre dla obywatela, wskazują, kto powinien rządzić, a zamiast wolności obiecują złotą klatkę. W rezultacie mamy obywatela, który wierzy bardziej w bohatera i zbawiciela. W ten sposób jednak prawdziwej demokracji nigdy w Rosji nie osiągniemy.
Jednak tej prawdziwej demokracji chce niewielka grupa Rosjan, pozostali chcą dobrego cara. Widzą, że zarabiają coraz więcej i wierzą, że Rosja ponownie stała się światowym mocarstwem.
Głosowanie trwało już od soboty, od godziny 21 czasu polskiego, gdy do urn poszli mieszkańcy regionów najdalej wysuniętych na wschód - Kamczatki i Czukotki. Federacja Rosyjska podzielona jest na 11 stref czasowych. Co godzinę do wyborów włączały się kolejne regiony. Wszędzie lokale wyborcze były czynne od 8.00 do 20.00 czasu lokalnego. Głosowanie trwało więc prawie dobę. W Rosji utworzono ponad 96 tys. obwodów wyborczych. Uprawnionych do głosowania jest ponad 107 mln osób.
Stuprocentową frekwencję w rosyjskich wyborach prezydenckich zapowiedział prezydent Czeczenii. Myślę, że praktycznie każdy mieszkaniec Czeczenii pójdzie głosować - oświadczył Ramzan Kadyrow, człowiek z kremlowskiego nadania w Groznym. Jak donosiły agencje, tłumy mieszkańców czeczeńskiej stolicy karnie maszerowały do komisji wyborczych, pod bacznym okiem uzbrojonych żołnierzy.
Rosjanie głosowali również w Polsce. Przed rosyjską ambasadą w Warszawie stał sznur samochodów i tłum ludzi. Z Rosjanami wychodzącymi z ambasady rozmawiała reporterka RMF FM:
W związku z wyborami w całym kraju podjęto nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Od czwartku wszystkie lokale wyborcze były strzeżone przez milicję. W niektórych regionach przy wejściu do lokali wyborczych ustawione były bramki do wykrywania metalu.