Amerykańcy dyplomaci na celowniku Al-Kaidy. Jej jemeński odłam zaapelował do muzułmanów, by nasilili protesty. Kolejne ataki na przedstawicieli Stanów Zjednoczonych mają być zemstą za film, obrażający - zdaniem wyznawców islamu - proroka Mahometa. We wczorajszych demonstracjach zginęło 8 osób.
Ktokolwiek natknie się na amerykańskich ambasadorów lub wysłanników powinien pójść śladem Libijczyków, którzy zabili ambasadora USA - ogłosiła organizacja Al-Kaida na Półwyspie Arabskim (AQAP). W ten sposób nawiązała do wtorkowego ataku na amerykański konsulat w Bengazi na wschodzie Libii.
Organizacja wezwała także do "usunięcia ambasad USA z muzułmańskich ziem". "Niech będzie to krok w kierunku wyzwolenia krajów muzułmańskich spod amerykańskiej hegemonii" - napisała AQAP w oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie internetowej.
AQAP, uważana za najbardziej bezwzględny odłam międzynarodowej siatki terrorystycznej, z uznaniem wyraziła się o wczorajszych protestach w Libii, Egipcie, Jemenie i Sudanie. To "naturalna odpowiedź na wielką obrazę" - napisano w oświadczeniu. Dodano, że amerykańskie ambasady powinny zostać spalone, a dyplomaci zabici.
Według AQAP obrona honoru proroka "to religijny obowiązek każdego kraju muzułmańskiego". Organizacja wezwała do przeprowadzania ataków także wyznawców islamu, mieszkających na zachodzie, gdyż "mają oni łatwiejszy dostęp do wroga".
Co najmniej siedem osób zginęło podczas protestów przeciw filmowi szkalującemu islam, które odbyły się po piątkowych modłach w wielu państwach zamieszkanych przez muzułmanów. Był to czwarty dzień demonstracji spowodowanych kontrowersyjnym filmem.
W sudańskiej stolicy, Chartumie, kilkutysięczny tłum demonstrantów zaatakował ambasady Niemiec, Wielkiej Brytanii i USA. W trakcie protestów przed ambasadą amerykańską zginęły trzy osoby. Równie dramatyczne wydarzenia rozegrały się w stolicy Tunezji, Tunisie. Tam w starciach przed budynkiem amerykańskiej placówki dyplomatycznej życie straciło kolejnych troje ludzi, a 28 zostało rannych. Tragicznie zakończyła się także stosunkowo niewielka, kilkusetosobowa demonstracja w Trypolisie na północy Libanu. W starciach z siłami bezpieczeństwa zginęła jedna osoba, a 25 zostało rannych.
Równie gorąco było w egipskim Kairze i nigeryjskich miastach Dżos i Sokoto, gdzie kilkusetosobowe grupy protestujących starły się z siłami bezpieczeństwa w pobliżu amerykańskich ambasad.
Do demonstracji doszło także w Indiach. Pod hasłami "Precz z Ameryką i "Precz z Izraelem" protestowało kilkanaście tysięcy mieszkańców indyjskiego Kaszmiru. W mieście Madras muzułmanie przypuścili atak na amerykański konsulat; udało im się jedynie zbić szyby w części okien i spalić podobiznę amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy.
Z kolei w Bangladeszu siły bezpieczeństwa zatrzymały pochód ok. 10 tysięcy manifestantów, którzy skandowali "Bóg jest wielki" i "Nie będziemy tolerować obrażania naszego wielkiego proroka" oraz spalili flagi USA i Izraela.
Dwa tysiące muzułmanów zgromadziła demonstracja w jemeńskiej stolicy Sanie, w pobliżu amerykańskiej ambasady, jednak policja nie dopuściła do starć, rozpraszając uczestników protestu strzałami w powietrze. Ochronę placówki wzmocnił przybyły tego dnia specjalny antyterrorystyczny pluton marines. Dzień wcześniej w zajściach przy ambasadzie zginęło czterech demonstrantów.
Protesty odbyły się także w Bahrajnie, Katarze, Afganistanie, Pakistanie, Iraku, Syrii i Turcji.
Antyamerykańskie nastroje na Bliskim Wschodzie i krajach islamskich wywołuje antyislamski film "Innocence of Muslims" (Niewinność muzułmanów), którego fragmenty zamieszczono w serwisie YouTube. Film przedstawia Mahometa jako oszusta i nieodpowiedzialnego kobieciarza, który aprobował molestowanie seksualne dzieci.
Jego autorem jest według agencji AP niejaki Nakoula Basseley Nakoula, koptyjski chrześcijanin mieszkający w południowej Kalifornii, karany w przeszłości za przestępstwa finansowe. W piątek oświadczył, że nie żałuje stworzenia filmu.
Justyna Satora