Późnym popołudniem związkowcy z "Solidarności" zakończyli protest przed Sejmem i odblokowali wejścia do budynku. Posłowie mogli więc opuścić parlament. Związkowe oblężenie Sejmu trwało od rana, w ten sposób Solidarność protestowała przeciwko przyjętej w piątek ustawie podnoszącej wiek emerytalny.
Decyzję o zakończeniu protestu podjęto po godz. 18. Szef Solidarności Piotr Duda oświadczył, że ma informacje, jakoby blokujący mieli zostać "spacyfikowani". My nie mamy zamiaru się bić z policją, dzisiaj policja została pobita przez PO, PSL i część Ruchu Palikota - mówił.
Na zakończenie protestu związkowcy podpalili na ulicy portrety posłów, którzy głosowali przeciwko wnioskowi Solidarności o referendum emerytalne. A Piotr Duda podziękował związkowcom, biorącym udział w demonstracji. Jak jednak podkreślił, to jeszcze nie koniec. (...) Dziś na nowo żeśmy się narodzili. Dziękuję wam bardzo - mówił. Szefowie związku zapowiedzieli, że protesty przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego się nie kończą i będą kontynuowane.
Związkowcy Solidarności zgodnie z zapowiedzią zablokowali wszystkie wyjścia z parlamentu. Z budynku Sejmu nie wypuszczali posłów, którzy przegłosowali ustawę emerytalną. Wprawdzie kilku parlamentarzystów próbowało sforsować szpaler związkowców, ale bezskutecznie. Przez barierki próbował przeskoczyć m.in. Stefan Niesiołowski, ale protestujący skutecznie mu to uniemożliwili.
Związkowcy wypuszczali z budynku tylko przedstawicieli tych ugrupowań, które głosowały przeciwko ustawie podnoszącej wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Zresztą po wyjściu z Sejmu większość z nich, głównie parlamentarzystów PiS i Solidarnej Polski, dołączała do manifestujących.
Wokół budynków parlamentu, jak relacjonowali obecni w Sejmie nasi dziennikarze, przez kilka godzin błąkała się setka parlamentarzystów. Byli zdezorientowani i sprawiali wrażenie zupełnie bezradnych. Gdy tylko podchodzili do zablokowanych wyjść, rozlegały się trąbki i skandowanie związkowców: "Do Sejmu!" i "Złodzieje!".
Pracownicy parlamentu mogli opuścić teren tylnymi wyjściami. Jednym z nich wyszło również kilku parlamentarzystów.
Związkowcy manifestują pod Sejmem od środy, kiedy to rozbili namiotowe miasteczko. Jednak dopiero dziś - w dniu głosowania nad ustawą emerytalną - ich protest przybrał na sile. Rano związkowcy zablokowali ul. Wiejską. Ustawili barierki, które spięli łańcuchami. Wcześniej łańcuchy nosili na szyjach, jako rekwizyty. Na teren parlamentu wrzucili też 67 piłek futbolowych.
Przysłuchując się transmisji z głosowań w Sejmie związkowcy podpalili plastikowy stolik z napisem "dialog", ustawili szubienicę ze zdjęciami premiera Donalda Tuska i posła PO Stefana Niesiołowskiego, kasę z supermarketu z wyliczeniem, ile zarabia kasjerka, a także ile w czasie pracy przenosi towarów, oraz trumnę przykrytą biało-czerwoną flagą. W czasie głosowań skandowali m.in. "Donald pedał, Polskę sprzedał", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę", palili zdjęcia posłów, którzy głosowali kilka tygodni temu przeciw referendum emerytalnemu. Przyjechał tu dla moich dzieci. Widzę, co ich czeka. Nie chciałbym, żeby miały taką przyszłość - powiedział nam Arek, młody górnik z kopalni Zofiówka w Jastrzębiej Górze.
Znienawidzona przez związkowców ustawa emerytalna została uchwalona. To oznacza, że Polacy będą pracować do 67. roku życia. Podwyższanie wieku emerytalnego to będzie stopniowy proces. Ma ruszyć 1 stycznia 2013. Co roku nasz wiek emerytalny będzie wydłużany o 3 miesiące. Docelowe 67 lat zostanie osiągnięte dla mężczyzn w roku 2020, a dla kobiet w 2040. To oznacza, że na tę wyjątkowo późną emeryturę pójdą dopiero kobiety, które mają dziś 38 lat i młodsze.
Nowa ustawa wprowadza również emerytury częściowe. To propozycja dla kobiet, które osiągną 62 lata, pod warunkiem, że mają za sobą 35 lat pracy, oraz dla 65-letnich mężczyzn z co najmniej 40-letnim stażem. Po spełnieniu tych warunków będzie można dostać połowę normalnej emerytury. Co ważne, równolegle będzie można pracować bez ograniczeń i zarabiać pieniądze tak jak dziś.
23 maja, na nadzwyczajnym posiedzeniu, ustawę uchwali Senat. Jeżeli, co jest najbardziej prawdopodobne, poprawek nie będzie, ustawa już wtedy trafi na biurko prezydenta.