Decyzja KRLD, by pozbyć się kontroli swoich reaktorów wywołała spore zamieszanie na linii Waszyngton-Phenian. Zdaniem analityków może też doprowadzić do osłabienia sojuszu między USA a Koreą Południową. Seul dąży od jakiegoś czasu do poprawy stosunków z komunistami z Północy.

Amerykanie dążący do rozwiązania kwestii irackiej utrzymują, że mogą sobie pozwolić na równie mocne zaangażowanie tak w Zatoce Perskiej jak na Półwyspie Koreańskim.

Wiadomo już, że w przyszłym miesiącu do Korei Południowej poleci specjalny wysłannik amerykańskiego prezydenta, wicesekretarz stanu James Kelly. Ma się tam spotkać z prezydentem elektem Roh Moo-Hyunem. Później wysłannik koreańskiego prezydenta ma polecieć do Waszyngtonu.

To właśnie Kelly po październikowej wizycie w Korei Północnej powiedział, że Phenian w czasie rozmów przyznał się do prowadzenia prac na bronią jądrową. Korea Północna zaprzeczyła tym doniesieniom.

W ubiegłym tygodniu Korea Północna zaczęła usuwać sprzęt monitorujący Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej ze swojego laboratorium Jongbion pod Phenianem. Tym samym nie ma już możliwości sprawdzenia, czy Phenian nie produkuje tam – jak się przypuszcza - broni atomowej. Eksperci przestrzegają, że w takiej sytuacji stworzenie bomby będzie tylko kwestią czasu.

12:00