Są zarzuty dla 20-letniego kierowcy, którego w środę ścigała policja w Strzelinie na Dolnym Śląsku. Padły strzały. Mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia.
Mężczyzna uciekał, bo - jak tłumaczy - obawiał się, że może być pod wpływem narkotyków. Wstępne badanie wykazało jednak, że... nie był. Jak informuje reporter RMF FM, Paweł Pyclik, 20-latek ma odpowiadać m.in. za sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym.
Do zdarzenia doszło w środę przed południem w Strzelinie na Dolnym Śląsku. Policjanci tamtejszej "drogówki" chcieli zatrzymać do kontroli auto dostawcze, którego kierowca przekroczył dozwoloną prędkość.
Kierowca nie zatrzymał się i zaczął uciekać. Policjanci podjęli pościg ulicami Oławską, Wrocławską i Kazimierza Wielkiego - powiedział rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Strzelinie Łukasz Porębski. Podczas pościgu kierowca próbował zepchnąć radiowóz.
Na wysokości ulicy Kazimierza Wielkiego funkcjonariusz użył broni, oddał dwa strzały ostrzegawcze, jeden w oponę auta. Samochód zatrzymał się, a jego kierowca zaczął uciekać, po drodze gubiąc buty. Po kilku godzinach udało się go schwytać.
20-latek przyznaje się do winy. Grozi mu do 8 lat więzienia. Sąd odrzucił wniosek o jego areszt.