Ważąca ponad 4 tony amerykańska bomba "Fat Man" (Grubas) wybuchła nad Nagasaki 65 lat temu minutę po godzinie 11. W jednej chwili życie straciło ponad 40 tysięcy osób, prawie drugie tyle zmarło do końca roku.
O skutki i konsekwencje ataku atomowego naukowcy spierają się do dziś. W czasie prowadzonych w latach sześćdziesiątych badań komisja japońsko-amerykańska ustaliła, że na chorobę popromienną zmarło zaledwie 800 osób. Nieoficjalnie mówi się, że było ich co najmniej dwadzieścia razy więcej.
Skutki wybuchu nadal odczuwają ci, których w Japonii nazywa się hibakusha - "ludzie, którzy przeżyli wybuch". Nazwa nie odnosi się tylko do żywych świadków zagłady, ale także dzieci ofiar, które w genach noszą pamiątkę po koszmarze rodziców. W sumie jest ich ponad 200 tysięcy. Wszyscy otrzymują od japońskiego rządu zasiłki mające pokrywać koszty leczenia chorób popromiennych.
Jedynym znanym człowiekiem, który przeżył oba wybuchy był Tsutomu Yamaguchi, który - poparzony po ataku na Hiroszimę - dwa dni później wyjechał do Nagasaki. Yamaguchi zmarł w tym roku na raka żołądka, wywołanego atakiem atomowym 65 lat temu.