"Za porwaniem malezyjskiego samolotu mogą stać służby specjalne Iranu" - mówi w rozmowie z RMF FM ekspert z Centrum Badań nad Terroryzmem Colegium Civitas. O tym, że Boeing 777 został uprowadzony, mówił dziś premier Malezji Nadżib Razak. Dodał, że porywacze mogli wyłączyć system komunikacji samolotu.
Uprowadzenie Boeinga to operacja skomplikowana, przeprowadzona z rozmachem, więc ekspert Grzegorz Cieślak wskazuje, że za akcją stały właśnie irańskie służby specjalne. To one bowiem zajmowały się szkoleniem organizacji terorrystycznych w tego typu działaniach.
W ubiegłym roku w krajach afrykańskich zatrzymano kilkunastu Irańczyków, którzy wprost zajmowali się przygotowaniem organizacji terrorystycznych do działania - powiedział Cieślak.
Na razie to jednak jeden z wielu możliwych scenariuszy.
Premier Malezji Nadżib Razak powiedział dziś, że system komunikacji samolotu (ATARS) został wyłączony tuż przed tym, jak dotarł nad wschodnie wybrzeże półwyspu. Potem, niedaleko granicy między Malezją a Wietnamem, kontrola lotu stwierdziła, że transponder został wyłączony.
Malezyjski premier potwierdził, że sprawdzano każdy trop. Podał również, że ostatnia potwierdzona komunikacja miała miejsce o godz. 8.11 rano w sobotę 8 marca. Poinformował jednocześnie, że zakończono poszukiwania maszyny na Morzu Południowochińskim.
Według śledczych maszyna mogła znaleźć się w jednym z dwóch powietrznych korytarzy: między Turkmenistanem a Kazachstanem lub między Indonezją a Oceanem Indyjskim.
Przypomnijmy, ze samolot Boeing 777 wyleciał do Pekinu ze stolicy Malezji Kuala Lumpur w ubiegłą sobotę. Godzinę po starcie zniknął z cywilnych radarów nad Morzem Południowochińskim, między Malezją a Wietnamem. Na pokładzie było 239 osób.
(mal)