Urzędnicy polskiego resortu dyplomacji są zdziwieni postawą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, dotyczącą incydentu z komendantem głównym policji i eksplozją w jego gabinecie. Jak ustalił reporter RMF FM, poruszenie w MSZ wywołały żądania szefa MSWiA kierowane do Ukraińców, by złożyli wyjaśnienia w sprawie prezentów, które dostał w Ukrainie generał Jarosław Szymczyk, a z których jeden miał eksplodować w Komendzie Głównej Policji.
Z rozmów, jakie dziennikarz RMF FM przeprowadził z przedstawicielami resortu dyplomacji, wynika, że działania szefa MSWiA traktują jako swego rodzaju samowolkę. Tu chodzi o kontakty międzynarodowe, sprawa może wpłynąć na obecne stosunki między naszymi państwami, bo pojawiają się wątpliwości przenoszące część ciężaru odpowiedzialności za to, co się stało, na Ukrainę. Natomiast polska dyplomacja w tej kwestii została całkowicie pominięta.
W normalnych układach - jak usłyszał reporter RMF FM - po takim incydencie byłaby przynajmniej nota dyplomatyczna, czy wezwanie do resortu ambasadora, by złożył wyjaśnienia. Jednak z naszych ustaleń wynika, że na dyplomatycznej linii Warszawa-Kijów nic do tej pory się nie wydarzyło, a ten temat w ogóle nie istnieje.
Także komunikat MSWiA, w którym resort zażądał od Ukraińców wyjaśnień, nie był konsultowany z resortem dyplomacji.
Resort spraw wewnętrznych wydał ten komunikat 15 grudnia. Oto jego treść:
Sam gen. Jarosław Szymczyk tak opisywał w rozmowie z RMF FM to, co wydarzyło się w Komendzie Głównej Policji w środowy poranek: Kiedy przestawiałem zużyte granatniki, będące prezentami od Ukraińców, doszło do eksplozji.
Szef policji przyznał, że wybuch był potężny - siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit.
On sam na dwie doby trafił do szpitala.
Jak dowiedzieli się dziennikarze RMF FM od członka polskiej delegacji, generał Jarosław Szymczyk otrzymał w Ukrainie dwa granatniki przeciwpancerne (prawdopodobnie RGW-90), które - jak przekonywali Ukraińcy - miały być zużyte.
Pierwszy prezent pochodził od Komendanta Głównego Narodowej Policji Ukrainy Ihora Kłymenki. Był to nietypowy, wojenny prezent, jaki robią teraz Ukraińcy - zużyty granatnik przeciwpancerny, którym ostrzeliwano rosyjskie czołgi. Wyglądem przypomina długą tubę, po dwóch stronach zaślepioną styropianem. Przerobiono go na głośnik. Komendant Kłymenko - jak opowiada nam członek delegacji - nawet puszczał muzykę, pokazując jego działanie. Ukraińcy zapewniali, że nie ma tam materiałów wybuchowych.
Później polscy policjanci spotkali się jeszcze z szefem Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych generałem Sierhijem Krukiem. Po spotkaniu zastępca Kruka Dmytro Bondar oprowadził ich po sali, gdzie zgromadzono przedmioty, jakie w czasie walk zneutralizowała dowodzona przez nich służba, m.in. pociski czy miny.
Na koniec, żegnając się, gen. Bondar również dał gen. Szymczykowi prezent - identyczną tubę granatnika. Ta jednak nie była przerobiona na głośnik, ale Ukraińcy zapewnili, że granatnik jest zużyty i bezpieczny. Co więcej, mówili, że można go przewieźć bez zgłoszeń, że był wart tyle, co cena złomu. Jak mówi nasz informator, delegacja samochodami wróciła do Warszawy, a otrzymane prezenty gen. Szymczyk zostawił na zapleczu swojego gabinetu.
Eksperci wojskowości twierdzą, że taki granatnik nie mógł wystrzelić sam - chyba, że był uszkodzony i w czasie przestawiania doszło do wybuchu. Ale możliwa jest też wersja, że komendant główny policji mógł nacisnąć jakiś element tuby po granatniku, którego dokładnie nie sprawdzono.
Zniszczenia po wybuchu są na trzech kondygnacjach budynku - od parteru do drugiego piętra. Głównie chodzi o wyrwy w podłodze pomieszczenia socjalnego gen. Szymczyka, a także w podłodze na poziomie pierwszego piętra.
Z naszych informacji wynika, że poza tymi uszkodzeniami nie ma większych strat. Nie wypadły szyby z okien, nie było też pożaru.
Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że w najbliższym czasie gen. Szymczyk ma się zjawić przed prokuratorami. Zostanie przesłuchany w charakterze świadka - śledczy utrzymują, że jest pokrzywdzonym w trwającym postępowaniu. Nie można jednak wykluczyć, że w czasie składania zeznań zostanie uprzedzony o ewentualnej odpowiedzialności.
Śledztwo dotyczy nieumyślnego spowodowania eksplozji zagrażającej życiu wielu osób. Grozi za to do 5 lat więzienia.
Prokuratorzy w tym postępowaniu muszą też wyjaśnić, czy policja po incydencie działała zgodnie z procedurami. Zbadane musi zostać to, czy doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy.
Prokuratura konsekwentnie odmawia podawania jakichkolwiek informacji w sprawie prowadzonego śledztwa.