Rząd, mimo sprzeciwu OPZZ i Solidarności, przyjął wczoraj projekt zmian w kodeksie pracy i skieruje go do parlamentu bez konsultacji w Komisji Trójstronnej. Przyjęta przez gabinet premiera Leszka Millera wersja kodeksu bardzo różni się od tej, która była wcześniej oprotestowana przez związki.
Projekt nowelizacji zakłada m.in.: możliwość zawierania umów na czas określony, które obowiązywałyby nie dłużej niż 3 lata (obecnie można zawrzeć dwie umowy na czas określony, trzecia musi być stała); wprowadzenie przepisów o umowach na zastępstwo o skróconym okresie wypowiedzenia. Dopiero przy 20 zatrudnionych pracownikach pracodawca musiałby wprowadzić regulamin wynagradzania i pracy, a przy 50 (obecnie 20) tworzyć fundusz socjalny.
Będzie obniżona stawka za godziny nadliczbowe - o 50 procent, ale tylko za pierwsze cztery godziny pracy. Za pracę w niedzielę i święta wynagrodzenie za nadgodziny miałoby wynosić sto procent, wcześniej rząd proponował niższe stawki. Ministrowie wycofali się także z pomysłu uzależnienia prawa do odprawy emerytalnej lub rentowej od stażu pracy w danym zakładzie. Wcześniej proponowano, by pracownik - odchodzący na rentę czy emeryturę dostawał odprawę w wysokości miesięcznego wynagrodzenia - musiał przepracować w danym zakładzie co najmniej trzy lata.
W projekcie znalazł się też nowy zapis, o który zabiegało OPZZ. Miałby on ograniczyć samozatrudnienie, czyli możliwość przekształcenia umowy o pracę w umowę cywilną lub kontrakt. Uregulowano także kwestie zawierania umów na czas określony. Mimo tych zmian, związkowcy uważają, że Kodeks Pracy ułatwi pracodawcom zwolnienia pracowników
foto Archiwum RMF
08:20