W szpitalu w Białymstoku pod opieką lekarzy jest roczne dziecko porażone prądem. Chłopczyk miał wziąć do ust telefoniczną ładowarkę. Jego stan jest ciężki, maluch jest w śpiączce farmakologicznej.
Do wypadku doszło w niedzielę w jednym z bloków przy ul. Prusa w Łomży w woj. podlaskim. Dzień później o zdarzeniu poinformowała straż pożarna, której ratownicy jako pierwsi weszli do mieszkania. W środku zastali nieprzytomnego chłopca w wieku 13 miesięcy.
"Strażacy-ratownicy u nieprzytomnego dziecka stwierdzili brak tętna i brak oddechu i natychmiast jako pierwsi rozpoczęli resuscytację krążeniowo-oddechową, a chwilę później do udzielania pomocy w zakresie ratownictwa medycznego przyłączyli się ratownicy z Zespołu Ratownictwa Medycznego. Czynności ratownicze na miejscu zdarzenia, trwające około 30 minut, zakończyły się szczęśliwie. Po przywróceniu tętna i oddechu dziecko zostało przetransportowane do SOR" - poinformował w komunikacie o zdarzeniu zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Łomży Grzegorz Wilczyński.
Dziecko najpierw trafiło na oddział ratunkowy łomżyńskiego szpitala i stamtąd przewieziono je do Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Dyrektor placówki prof. Anna Wasilewska poinformowała, że dziecko jest w stanie ciężkim, przebywa na intensywnej terapii, jest w śpiączce farmakologicznej.
Okoliczności zdarzenia wyjaśnia policja. Przesłuchała już rodziców malucha.
Podkomisarz Justyna Janowska z Komendy Powiatowej Policji w Łomży powiedziała jedynie, że chłopiec został porażony prądem, bo najprawdopodobniej wziął do ust ładowarkę elektryczną.
"Dziecko było pod opieką matki. Kobieta była trzeźwa" - dodała Janowska w rozmowie z TVN24.
Sprawa jest prowadzona pod kątem narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub jego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Grozi za to kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.