Ponad 11 tysięcy złotych kary grozi osobom prowadzącym ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt w szczecińskim Wielgowie za przewożenie rannego dzika. Dzik padł w drodze do weterynarza, a w należącym do ośrodka samochodzie można przewozić jedynie żywe zwierzęta.
Dzik był ciężko ranny: miał ranę postrzałową. W dodatku zaplątał się w siatkę odgradzającą las od jezdni. W piątek najpierw trafił do Wielgowa. Jego stan się pogorszył. Jedyną nadzieją była pomoc weterynarza.
Niestety, po drodze dzik padł. Prosto od weterynarza truchło zwierzęcia przewieziono do schroniska. Tam znajduje się punkt przyjmowania i utylizacji padłych zwierząt. W piątek wieczorem nikt z Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej nie pracował. Urzędnicy o padłym dziku przypomnieli sobie w poniedziałek i wszczęli postępowanie w tej sprawie.
Podstawą jest rozporządzenie ministra rolnictwa. Mówi ono, że bez rejestracji i pozwolenia nie wolno przewozić martwych zwierząt, określanych w języku prawniczym jako produkty uboczne pochodzenia zwierzęcego. Kara zależy od wagi padłego zwierzęcia. W przypadku 80-kilogramowego dzika to 11 200 zł.
Dla urzędników z Inspekcji nie jest ważne to, że zwierzę trafiło do samochodu, aby można było mu pomóc. Nie możemy teraz ustalić, czy zwierzę zdechło, zanim trafiło do samochodu, czy dopiero w nim. Bez pozwolenia nie można przewozić padliny, o tym mówią przepisy, do których musimy się stosować - usłyszała nasza reporterka od zastępcy Powiatowego Lekarza Weterynarii.
Co zatem powinno stać się ze zwierzęciem, które pada w trakcie transportu? Nie wiadomo, prawo tego nie reguluje. Według pracowników Inspekcji trzeba wtedy natychmiast zatrzymać samochód i czekać, aż po padłe zwierzę przyjedzie przystosowana do tego firma.
Prowadzący Ośrodek z Wielgowa na przyjazd kogoś, kto odbierze lisa z podejrzeniem wścieklizny, który padł w samochodzie czekał dziś 5 godzin. Pomogła dopiero interwencja reporterki RMF FM.
Od decyzji o ukaraniu przez Inspekcję Weterynaryjną przysługuje odwołanie.